~Violetta~
Boję się. Strasznie się boję. Chcę wrócić już do domu, do Leóna. A co jeśli on mnie nie szuka? Violetta spokojnie on na pewno Cię szuka. Mały chłopiec wciąż był przy mnie. Nie chcę by mi go zabrali. Pokochała go w tak krótkim czasie. Kiedy przytulałam go do swojego ciała do pomieszczenia wpadł jakiś mężczyzna jednak nie widziałam jego twarzy, bo był w kominiarce. Nie zauważył mnie. Przepychał się z innym mężczyzną. Powoli wstałam z maluchem i przy ścianie przesuwałam się do drzwi. Muszę skorzystać z okazji. Kiedy byłam już blisko drzwi rzuciłam się do ucieczki. Jednak nie dobiegłam daleko. W kolejnym pokoju ktoś był.
-A ty dokąd kurwa?-wrzasnął facet. Nie odzywałam się. Wciąż tuliłam malca. Boję się. O malucha, o siebie i o dziecko które mam w sobie.
-Odpowiedz kiedy do ciebie mówię!- znowu zaczął wrzeszczeć. Nie odezwałam się. Stałam ze spuszczoną głową.
-O nie mała szmato. Tak nie będziemy się bawić.- podszedł do mnie i zaczął ciągnąć za włosy. Kopnął mnie w kolano przez co upadłam. Zaczął mnie kopać wszędzie gdzie się dało a ja próbowałam osłonić swoim ciałem chłopca którego trzymałam w ramionach i to jeszcze nienarodzone dziecko. Z każdym kopnięciem czułam jeszcze gorszy ból. Wymierzał kolejne ciosy w mój brzuch a ja czułam, że nie mogę nic zrobić. Boże proszę aby moje dziecko przeżyło. Błagam Cię... Po dłuższej chwili zorientowałam się, że ciosy ustały. Kiedy otworzyłam oczy byłam już w tamtym zimnym pomieszczeniu. Chłopiec całe szczęście był ze mną wciąż przyciśnięty do mojego ciała. Spróbowałam podnieść się do pozycji siedzącej. Bardzo bolała mnie dolna część brzucha. Z trudem usiadłam i oparłam się o ścianę. Byłam cała we krwi. Odsunęłam od siebie chłopca i starannie obejrzałam. Był cały i zdrowy. Przytulałam go do siebie po czym sama zamknęłam oczy. Muszę stąd uciec. Dla dziecka, dla siebie, dla Leóna.
~León~
Żadnego znaku, że moja Viola żyje. Nic. Policja nic nie robi aby ją odnaleźć. Mam dość bezczynnego siedzenia. Jeśli oni nie potrafią jej znaleźć to ja poruszę niebo i ziemię aby Violetta wróciła do domu.
Wstałem z podłogi na której siedziałem i wyszedłem bez słowa z domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. W ciągu czterech godzin objechałem większość ulic Buenos Aires ale jeśli tu jej nie znajdę przeniosę się na obrzeża miasta.
~Violetta~
Siedzę i patrze w sufit trzymając Fabiana, może to nie najlepszy pomysł ale właśnie tak postanowiłam dać mu na imię. Jest już bardzo głodny, chcę go stąd zabrać. Sama chcę się stąd wydostać w dodatku ból brzucha wciąż się nasila. Dopiero teraz po policzkach zaczęły mi ciec łzy kapiąc na brudny koc którym był przykryty niemowlak. Z sąsiedniego pomieszczenia usłyszałam donośny huk. Przestraszyłam się i spróbowałam wstać. Po kilku próbach to wciąż się nie udawało. Violetta pamiętaj, musisz być silna. Zacisnęłam zęby i podniosłam się. W tym samym czasie Fabian zaczął płakać. Przytuliłam go.
-Obiecuję ci kochanie, że jak tylko stąd wyjdziemy zajmę się tobą jak prawdziwa matka.- pocałowałam go w główkę. Nagle drzwi się otworzyły i weszła ta sama kobieta co wcześniej. Rozmawiała przez telefon. Nie patrzyła na mnie. Wybiegłam. Drzwi wejściowe były otwarte. Biegłam przed siebie ile sił w nogach. Po chwili zorientowałam się, że jestem w lesie. Jednak nie przestawałam biec. Chcę znaleźć drogę. Jakiegoś człowieka... Biegłam.
~León~
Objechałem już wszystkie dzielnice BA. Zamierzam teraz jeździć drogami za miastem i potem je okrążyć.
~30 minut później~
Kierowałem się do pobliskiego miasteczka. Kiedy z dala zauważyłem jakąś postać z jakimś zawiniątkiem na rękach. Podjechałem bliżej i dostrzegłem, że kobieta jest cała we krwi... i jest moja Violettą. Wysiadłem z auta i podbiegłem w jej stronę.
-Violu...-szepnąłem widząc w jakim jest stanie.
-León...-płakała. Pomogłem jej dojść do samochodu i posadziłem jej w fotelu.
-Kochanie to nasze dziecko?-zapytałem.
-Nie León. Proszę zabierz nas do szpitala.- mówiła patrząc na mnie przepełnionymi bólem oczami. Wziąłem od niej dziecko i posadziłem w foteliku na tylnim siedzeniu. Odkryłem mu twarz. Było prześliczne. Zapiołem mu delikatnie pasy i sam szybko wsiadłem za kierownicę. Ruszyłem z piskiem opon aby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
-Violu proszę wytłumacz mi skąd masz to dziecko.- zacząłem delikatnie.
-Kazali mi go tam pilnować. Nie chciałam go tam zostawić. On jest taki mały i bezbronny. Pokochałam go...-otarła łzę spływającą po policzku.
-León proszę zajmijmy się nim. Obiecałam mu, że zrobię wszystko by móc się nim zająć.-patrzyła na mnie z nadzieją w oczach.
-Dobrze Violu. Zajmiemy się naszymi dziećmi.-uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
§¥§¥§¥§§¥§¥§¥§¥§§€§¥§€§