wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 28 "Biegłam..."

~Violetta~
Boję się. Strasznie się boję. Chcę wrócić już do domu, do Leóna. A co jeśli on mnie nie szuka? Violetta spokojnie on na pewno Cię szuka. Mały chłopiec wciąż był przy mnie. Nie chcę by mi go zabrali. Pokochała go w tak krótkim czasie. Kiedy przytulałam go do swojego ciała do pomieszczenia wpadł jakiś mężczyzna jednak nie widziałam jego twarzy, bo był w kominiarce. Nie zauważył mnie. Przepychał się z innym mężczyzną. Powoli wstałam z maluchem i przy ścianie przesuwałam się do drzwi. Muszę skorzystać z okazji. Kiedy byłam już blisko drzwi rzuciłam się do ucieczki. Jednak nie dobiegłam daleko. W kolejnym pokoju ktoś był. 
-A ty dokąd kurwa?-wrzasnął facet. Nie odzywałam się. Wciąż tuliłam malca. Boję się. O malucha, o siebie i o dziecko które mam w sobie. 
-Odpowiedz kiedy do ciebie mówię!- znowu zaczął wrzeszczeć. Nie odezwałam się. Stałam ze spuszczoną głową. 
-O nie mała szmato. Tak nie będziemy się bawić.- podszedł do mnie i zaczął ciągnąć za włosy. Kopnął mnie w kolano przez co upadłam. Zaczął mnie kopać wszędzie gdzie się dało a ja próbowałam osłonić swoim ciałem chłopca którego trzymałam w ramionach i to jeszcze nienarodzone dziecko. Z każdym kopnięciem czułam jeszcze gorszy ból. Wymierzał kolejne ciosy w mój brzuch a ja czułam, że nie mogę nic zrobić. Boże proszę aby moje dziecko przeżyło. Błagam Cię... Po dłuższej chwili zorientowałam się, że ciosy ustały. Kiedy otworzyłam oczy byłam już w tamtym zimnym pomieszczeniu. Chłopiec całe szczęście był ze mną wciąż przyciśnięty do mojego ciała. Spróbowałam podnieść się do pozycji siedzącej. Bardzo bolała mnie dolna część brzucha. Z trudem usiadłam i oparłam się o ścianę. Byłam cała we krwi. Odsunęłam od siebie chłopca i starannie obejrzałam. Był cały i zdrowy. Przytulałam go do siebie po czym sama zamknęłam oczy. Muszę stąd uciec. Dla dziecka, dla siebie, dla Leóna.
~León~
Żadnego znaku, że moja Viola żyje. Nic. Policja nic nie robi aby ją odnaleźć. Mam dość bezczynnego siedzenia. Jeśli oni nie potrafią jej znaleźć to ja poruszę niebo i ziemię aby Violetta wróciła do domu. 
Wstałem z podłogi na której siedziałem i wyszedłem bez słowa z domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. W ciągu czterech godzin objechałem większość ulic Buenos Aires ale jeśli tu jej nie znajdę przeniosę się na obrzeża miasta. 
~Violetta~ 
Siedzę i patrze w sufit trzymając Fabiana, może to nie najlepszy pomysł ale właśnie tak postanowiłam dać mu na imię. Jest już bardzo głodny, chcę go stąd zabrać. Sama chcę się stąd wydostać w dodatku ból brzucha wciąż się nasila. Dopiero teraz po policzkach zaczęły mi ciec łzy kapiąc na brudny koc którym był przykryty niemowlak. Z sąsiedniego pomieszczenia usłyszałam donośny huk. Przestraszyłam się i spróbowałam wstać. Po kilku próbach to wciąż się nie udawało. Violetta pamiętaj, musisz być silna. Zacisnęłam zęby i podniosłam się. W tym samym czasie Fabian zaczął płakać. Przytuliłam go. 
-Obiecuję ci kochanie, że jak tylko stąd wyjdziemy zajmę się tobą jak prawdziwa matka.- pocałowałam go w główkę. Nagle drzwi się otworzyły i weszła ta sama kobieta co wcześniej. Rozmawiała przez telefon. Nie patrzyła na mnie. Wybiegłam. Drzwi wejściowe były otwarte. Biegłam przed siebie ile sił w nogach. Po chwili zorientowałam się, że jestem w lesie. Jednak nie przestawałam biec. Chcę znaleźć drogę. Jakiegoś człowieka... Biegłam. 
~León~ 
Objechałem już wszystkie dzielnice BA. Zamierzam teraz jeździć drogami za miastem i potem je okrążyć.
~30 minut później~
Kierowałem się do pobliskiego miasteczka. Kiedy z dala zauważyłem jakąś postać z jakimś zawiniątkiem na rękach. Podjechałem bliżej i dostrzegłem, że kobieta jest cała we krwi... i jest moja Violettą. Wysiadłem z auta i podbiegłem w jej stronę.
-Violu...-szepnąłem widząc w jakim jest stanie. 
-León...-płakała. Pomogłem jej dojść do samochodu i posadziłem jej w fotelu. 
-Kochanie to nasze dziecko?-zapytałem.
-Nie León. Proszę zabierz nas do szpitala.- mówiła patrząc na mnie przepełnionymi bólem oczami. Wziąłem od niej dziecko i posadziłem w foteliku na tylnim siedzeniu. Odkryłem mu twarz. Było prześliczne. Zapiołem mu delikatnie pasy i sam szybko wsiadłem za kierownicę. Ruszyłem z piskiem opon aby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
-Violu proszę wytłumacz mi skąd masz to dziecko.- zacząłem delikatnie.
-Kazali mi go tam pilnować. Nie chciałam go tam zostawić. On jest taki mały i bezbronny. Pokochałam go...-otarła łzę spływającą po policzku. 
-León proszę zajmijmy się nim. Obiecałam mu, że zrobię wszystko by móc się nim zająć.-patrzyła na mnie z nadzieją w oczach. 
-Dobrze Violu. Zajmiemy się naszymi dziećmi.-uśmiechnąłem się do niej delikatnie. 
§¥§¥§¥§§¥§¥§¥§¥§§€§¥§€§

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 27 "Chciałem zgłosić zaginięcie"

~León~
Kiedy wszedłem do kuchni po coś do picia zorientowałem się, że nie ma Violi. Myślałem, że jest właśnie tutaj.
-Kochanie!-zawołałem. Zero odzewu.
-Violuś!-powtórzyłem. Znowu nic. Wyszedłem z kuchni po czy skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Wyszedłem na zewnątrz aby sprawdzić czy może jest przy samochodzie. Ale tam również jej nie było. Przecież powiedziała by mi gdyby gdziekolwiek szła. Poza tym nikt nie wiedział, że to właśnie dziś się przeprowadzamy. Wyjąłęm telefon z kieszeni moich czarnych spodni oparłem się o auto i wybrałem numer Violetty.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Piąty. Właśnie w tej chwili zauważyłem, że telefon Violusi jest w środku samochodu. Otworzyłem drzwi i zabrałem go stamtąd. Wróciłem do domu. Boję się o nią i nasze maleństwo. Przecież gdyby gdzieś szła powiedziałaby mi. Może coś jej się stało? Nie León! Nie możesz tak myśleć. Zaczekam jakieś dwie godziny i jak do tej pory nie wróci to pojadę na policję. Ale nie, dwie godziny to za długo. Wybiegłem znowu na podjazd tym razem zamykając na klucz drzwi za sobą. Otworzyłem samochód i usiadłem na miejsce kierowcy. Ruszyłem z piskiem opon w stronę komisariatu. Coraz bardziej się boję. A jeśli coś jej się stało? Nie wybaczę sobie tego. Ona jest moim życiem...
*~*~*~*~*~*
-Chciałem zgłosić zaginięcie!-wpadłem na komisariat.
-Zapraszam do pokoju numer sześć.-Szybkim krokiem ruszyłem tam. Kiedy znalazłem się w wyznaczonym miejscu powtórzyłem:
-Chciałem zgłosić zaginięcie.
-Witam nazywam się Sergio Milanos. Proszę usiąść.-odezwał się wysoki mężczyzna. Przeszedłem na fotelu.
-Moja narzeczona wyszła z domu i potem już po prostu nie wróciła.- moje ciało przejął okropny ból jak tylko odpowiedziałem te słowa.
-Nie mówiła panu dokąd wychodzi?
-Nie. Jestem pewien, że powiedziałaby mi gdyby się gdzieś wybierała ale nie powiedziała ani słowa.
-Ile narzeczona ma lat?
-Osiemnaście kończy w tym miesiącu.-powiedziałem.
-Jest już prawie pełnoletnia. Poszukiwania możemy rozpocząć dopiero po 24 godzinach od zniknięcia.- Nie no zajebiście. Kurwa na wszystko mają czas.
-Ona jest kurwa w ciąży!-krzyknąłem wstając gwałtownie.
-Proszę trzymać nerwy na wodzy. Ciążą zmienia postać rzeczy. Poszukiwania zaczynamy właśnie w tej chwili.- oznajmił i kazał mi wyjść do poczekalni. Co za policjanci kurwa. Przez ten czas obdzwonię wszystkich naszych znajomych.
~Violetta~
Otworzyłam oczy i nic wciąż jak by były zamknięte. Nie chce krzyczeć nie mam na to siły.Jestem w ogromnym szoku. Nie jestem związana ani nic takiego. Jednak wolę się nie ruszać.
Usłyszałam płacz dziecka...Ono jest w tym samym pomieszczeniu. Dotykam ręką podłogę wokół mnie. Jedan nie znajduję zródła tego płaczu. Może to moja podświadomość płata mi figle. Po chwili słyszę brzdęk kluczy. Spoglądam w stronę drzwi które z otwierają się z trzaskiem. Wchodzi ktoś w kominiarkce.
-Zajmij się tym bachorem głupia suko!-krzyczy. Wiem, że to kobieta. Poznaję po głosie.
Zapala światło które razi mnie w oczy. Nie pomyliłam się. Jest kobietą. Rozglądam się po pokoju. I widzę bezbronnego maluszka leżącego na brudnym łóżku.
-Powiedziałam coś!-krzyczy po czym uderza mnie z całej siły w twarz. Czuje jak pieczę mnie policzek i wiem, że będzie siniak. Maluch nadal płacze. Podnoszę się powoli z podłogi i idę w stronę łóżka. Biorę dziecko do ręki i widzę, że musiało niedawno przyjść na świat. Jest takie słodkie. Tylko ktoś bez uczyć może mu zrobić krzywdę. Przytulam je do siebie i patrzę na kobietę.
-Masz go pilnować!-drze się na cały głos. Wręcz czuje strach tego dziecka.
-Dobrze.-odpowiadam szeptem.-Ono jest głodne.-kończę.
-Co mnie to interesuje. Daj mu coś.-mówi już ciszej.
-Potrzebuje mleka.-znowu mówię. Ona wychodzi i po chwili wraca z tacą z mlekiem i jakimiś butelkami. Wychodzi i znowu zamyka drzwi.
Podchodzę do tacy i wiedzę na niej jeszcze jakaś starą pieluszkę. Chociaż tyle dobrego, że w środku jest czysta. Zakładam ją chłopcu. I znowu zawijam w szmatę w którą był owinięty. Przytulam i podchodzę znowu do tacy. Biorę do ręki butelkę i sprawdzam czy jest chociaż trochę ciepłe. Jest letnie ale musi wystarczyć. Daje mu smoczek butelki do ust i karmię. Chłopiec był bardzo głodny. Ciekawe czy ma jakieś imię?
~León~
Od dwóch godzin nic. Żadnych informacji. Dosłownie nic. Zero. Siedzę w naszym domu z jej i moją rodziną oraz przyjaciółmi i czekam na jakaś informację ale nic. Już chyba każdy płacze. Dlaczego akurat Viola, mój skarb? Jeśli ten ktoś zrobi jej krzywdę drogi za to zapłaci. Siedzę na podłodze przy ścianie i patrzę nieobecnym wzrokiem w pustą przestrzeń a i tak widzę tylko i wyłącznie ją... #%#%#%#%#%#%#
Zostaw komentarz, proszę.

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 26 "Nasze"

Kolejny dzień
~Violetta~
Od rana siedzię w pokoju i pakuje wszystkie rzeczy. León już pojechał do domu aby spakować swoje rzeczy. Nasi rodzice już wiedzą i nie mają nic przeciwko. Wczoraj zaprosiłam rodziców mojego chłopaka na kolację. Z chęcią się zgodzili. Przy kolacji powiedzieliśmy co zamierzamy i wszyscy jednogłośnie powiedzieli, że się zgadzają co nas bardzo cieszy. Mama obiecała mi, że jak posprząta na dole i ogarnie moich braci to przyjdzie mi pomóc. Jednak z pokoju spakowałam już wszystko tylko jeszcze z łazienki. Wzięłam jeden duży karton i skierowałam się do łazienki. Otworzyłam jedną z szafek i zabierałam wszystkie balsamy, szampony, odżywki, żele pod prysznic po czym poukładałam w kartonie. Następnie wysunęłam  szufladę i wyjmowałam wszystkie kosmetyki do makijażu wrzucając je do pudła. 
-Violu, gdzie jesteś?-usłyszałam głos mamy dobiegający z korytarza. 
-W łazience!-odkrzyknęłam. Wbiegła do łazienki jak oparzona. 
-Myślałam, że coś ci jest.
-Nie. Wszystko w jak najlepszym pożądku. Przyszłam tylko po kosmetyki.
-Miałam Ci pomóc. Przepraszam. Musiałam iść posprzątać w pokojach chłopców. 
-Nic się nie stało, i tak już kończę.
-Ja zaniosę to pudło do twojego pokoju a ty idź coś zjeść. Jest godzina 12 a ty nawet śniadania nie jadłaś. Musisz dostarczyć sobie i fasolce energii. 
Posłuchałam jej i zeszłam po schodach do kuchni. Przygotowałam tam sobie kilka kanapek i jabłkowo-miętową herbatę. Po zjedzeniu posiłku talerz włożyłam do zmywarki a herbatę zabrałam do pokoju. Zastałam tam Angie która otwierała jakiś ogromny karton. 
-Co to jest?- zadałam pytanie siadając obok niej na łóżku. 
-Ubranka po tobie i po chłopcach.-mówiąc  uśmiechała się-Trzymałam je tyle lat i teraz tobie się przydadzą.
-Dziękuje mamo. Mogły by na razie zostać tutaj?
-Tak, nie ma sprawy.
Usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Odwróciłam głowę w stronę drzwi zza których wyłonił się León.            
-Dzień dobry.-przywitał się po czym podszedł do mnie i pocałował w policzek.-Spakowana?-zadał pytanie siadając obok mnie.
-Tak. Te kartony już można pakować do auta.-wskazałam ręką na kilka pudeł stojących w kącie pokoju. León wstał i poszedł ku nim. Podniósł trzy po czym wyszedł z pokoju. Mama wzięła jeszcze dwa z czego został już tylko jeden karton i zrobiła to samo co León. Zostałam sama w pokoju. Podeszłam do okna i spojrzałam na moich braci bawiących się w ogrodzie. Chciałabym mieć jeszcze raz te pięć lat i bawić się nie przejmując się problemami całego świata. No ale cóż nie cofniemy czasu. Trzeba iść na przód i dorosnąć w końcu już za kilka miesięcy sama zostanę matką.
-Kochanie musimy już jechać, robi się późno.-mój chłopak objął mnie od tyłu.
-Dobrze.-puścił mnie po czym oboje wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy na dół gdzie czekali na nas moi rodzice wraz z rodzeństwem. Przytuliłam wszystkich po kolei.
-Do zobaczenia.-powiedziałam uśmiechając się. León złapał mnie za rękę i po ciągnął w stronę drzwi wyjściowych. Otworzył mi drzwi do samochodu... ale zaraz on miał Audi a to jest Kia.
-Czyje to auto?-zadałam pytanie, kiedy usiadł na miejsce kierowcy.
-Nasze.-odpowiedział patrząc na mnie z uśmiechem.
-Jak to?
-Po prostu moi rodzice nam sprezentowali. Przecież nie mogę wozić naszego aniołka w sportowym samochodzie.
-Kocham cię.-powiedziałam po czym cmoknęłam go w policzek. Kiedy zapięliśmy pasy mój chłopak ruszył i wjechał na główną drogę prowadzącą do Buenos Aires.
-Bardzo się cieszę, że będę Cię miał przy sobie i, że wreszcie będziemy razem mieszkać.-wyznał patrząc na drogę. 
-Ja też.-opowiedziałam krótko patrząc w widoki za oknem. Na miejsce dojechaliśmy po jakichś 30 minutach. León od razu zabrał się za zanoszenie pudeł do domu. Otworzyłam mu drzwi, po czym poszłam do kuchni a mój chłopak na górę. Chcąc dać znać mamie, że bezpiecznie dojechaliśmy zorientowałam się, że mój telefon został w aucie. Wyszłam z domu a zaraz potem z podwórka. Otworzyłam drzwi od samochodu i przychyliłam się aby poszukać komórki. Jednak jej nie znalazłam. W pewnym momencie poczułam mocna szarpnięcie i dalej nic. Ciemność.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Komy komy komy!!!

Rozdział 25 "W moim domu"

~Violetta~
Staram się oswoić z myślą, że będę matką. Jest ciężko, ale gdy sobie myślę, że pod sercem noszę taką istotkę. Owoc miłości mojej i Leóna. Robi mi się ciepło na sercu i automatycznie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Z jednej strony cieszę się, że będę matką ale z drugiej niezbyt, ponieważ nie planowałam w wieku siedemnastu lat. Stało się i już się nieodstanie. Zostaje się tylko cieszyć. Tak jak León. On chciał by, żebym się z łóżka nie ruszała a ja nie chce, bo ciąża to nie choroba a poza tym to dopiero początek. Nawet po mnie nie widać. O dziecku wiedzą tylko moi rodzice i przyjaciele. Na razie jest dobrze. Zamierzam wrócić do domu w Buenos Aires i zamieszkać tam razem z Leónem. Za niedługo kończę osiemnaście lat i będę mogła sama zadecydować. Justin niestety pojechał do domu, ponieważ jego mama jest w ósmym miesiącu ciąży a J. chciał zobaczyć siostrzyczkę. Powiedział, że sam nie wie czy jeszcze przyjedzie do B.A. ale na pewno będzie nas odwiedzał. Z moich głębokich przemyśleń wyrwał mnie głos Jacoba. 
-Violu. León czeka na ciebie na dole. 
-Mógłbyś powiedzieć mu aby przyszedł do mojego pokoju? 
-Już biegnę!- usłyszałam za nim zniknął za drzwiami. Leżę w pokoju i odpoczywam. Dziś nie mam ochoty na nic. Chce mi się tylko spać. Po chwili drzwi do pokoju się uchyliły a w nich pojawił się mój chłopak. 
-Cześć kochanie.- powiedział i podszedł do łóżka na którym leżałam aby się przywitać buziakiem w policzek. 
-Hej. Położysz się ze mną? 
-Jasne.-przesunęłam się aby zrobić mu miejsce. Kiedy już leżał wtuliłam się w jego umięśniony tors. 
-León...-zaczęłam
-Tak Violu?
-Zamieszkajmy razem w Buenos Aires. W moim domu. 
-Bardzo bym chciał, ale nie jesteś jeszcze pełnoletnia. 
-Ale to przecież już niedługo. Rodzice mi pozwolą. Sami ostatnio mi to proponowali. 
-Ja się zgadzam. 
-Kiedy się tam przeniesiemy?-zadałam pytanie. 
-Jak dla mnie możemy nawet dziś. 
-Może nie tak od razu. Jutro na przykład. Dziś przy kolacji oznajmimy to moim rodzicom. Zostaniesz na noc? 
-Jeśli chcesz. 
XXXXXXXXXXXXX 
Dziś tak krótko. To takie powitanie i wyjaśnienie. Obiecałam że najpóźniej we wtorek i jest. Krótko ale jest. W następnym rozdziela przeprowadzka...
Mogę zdradzić, że będzie się dużo działo. Wszyscy, którzy to czytają niech pod tym rozdziałem zostawią komentarz. Chcę zobaczyć ile was jest. 
Do następnego. 
Kasia Bieber :*
P.S. Za wszystkie błędy przepraszam.

czwartek, 3 września 2015

Nowy blog!

Hej!
Jak zauważyliście tutaj pojawił się prolog (tak, już dawno, wiem). Założyłam drugiego bloga o Martinie Stoessel i Justinie Bieberze. Fanów zapraszam: Chłopak z internetu.
Zainteresowanych zapraszam do komentowania.
Kasia Bieber

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 24 "Nie najlepiej się czuję"

~Dwa miesiące później~
~Violetta~                                                                                                                                                                                             Przez te dwa miesiące nic się nie zmieniło. Nie wróciłam do Buenos Aires. Zdecydowałam, że zostanę z rodzicami. Co ze mną i Leónem? Jesteśmy razem i nie zamierzamy się w najbliższym czasie rozstawać. Bardzo się kochamy a chłopak jakby mógł zostawałby ze mną i do szkoły nie chodził. Przyjeżdża do mnie codziennie po szkole. Cieszymy się,że jesteśmy razem. Dziś się źle czuję i do szkoły nie idę a jest sam środek tygodnia czyli środa. Od rana wymiotuje, kręci mi się w głowie. Mama za wszelką cenę chce zaciągnąć mnie do lekarza. W tej chwili leżę w łóżku w swoim pokoju. Usłyszałam, że dzwoni mi telefon. Wzięłam telefon do ręki i spojrzałam na wyświetlacz: León.
 -Cześć misiu-odebrałam                                                                                                                                                      
 -Obudziłem cię?-zapytał                                                                                                                                                     -Nie po prostu dziś nie czuję się najlepiej.
-Za niedługo będę.-powiedział                                                                                                                                            -Ale León...-nie dane mi było dokończyć, bo chłopak się rozłączył a ja poczułam, że muszę jak najszybciej dostać się do łazienki. Pobiegłam tam i już wiadomo co się stało. Kiedy już przestało mnie mączyć wstałam z podłogi na której siedziałam i zaczęłam myć zęby. Kiedy już to zrobiłam wróciłam do pokoju pod ciepłą kołderkę. Po jakichś piętnastu minutach usłyszałam ciche pukanie do drzwi.                                                                                                                                                                     -Można?-zza nich wyłoniła się moja mama.                                                                                                                  -Tak, proszę.-odpowiedziałam. Mama weszła do pokoju i przysiadła na końcu mojego łóżka.        -Violu możemy porozmawiać?-zadała pytanie                                                                                                  -Jasne.-odparłam podnosząc się na łokciach.
-Mam takie jedno pytanie.-mówiła starając się na mnie nie patrzeć.                                                           -No wyduś to z siebie.-zachęcałąm ją.                                                                                                                             -Violetto czy ty już TO robiłaś?-wypowiedziała to pytanie podkreślając słowo TO. Poczułam, że się czerwienie. Obie nie lubiłyśmy rozmawiać na takie tematy.                                                                      -Robiłam. Dlaczego pytasz?                                                                                                                                               -Violu, bo te objawy mówią same za siebie.-patrzyła na mnie z powagą w oczach.-Miałaś miesiączkę?-kolejne pytanie skierowane w moją stronę. Dopiero teraz sobie uświadomiłam,że od tamtej pory nie miałam okresu. Boże jeśli ja jestem w ciąży...                                                                                                                                                                                      -Od dwóch miesięcy nie miałam.-poczułam, że do moich oczu napływają łzy.                                        -Jadę do miasteczka do apteki.- wstała i skierowała się w stronę drzwi a ja w tej chwili dałam upust swoim łzą. Tuż przed tym jak mama chciała otworzyć drzwi. Ktoś je otworzył. To był León. -Dzień dobry-przywitał się grzecznie po czym spojrzał na mnie. Wymijając mamę podbiegł do mnie i mocno przytulił.                                                                                                                                                          -Pół godziny i będę z powrotem.-powiedziała po czym zniknęła za drzwiami.                                           -Co się stało kochanie? Czemu płaczesz?-zadawał pytania.                                                                                  -Po prostu bardzo boli mnie brzuch-skłamałam.                                                                                                       -Połóż się spać. Cały czas tu będę.-pocałował mnie w czoło po czym wtuliłam się w niego i zasnęłam. Kiedy się obudziłam León tak jak mówił cały czas był ze mną.                                                    -Cześć kochanie.-nachylił się i lekko mnie pocałował.-wstaniesz.- Była tu twoja mama. Powiedziała, że jak wstaniesz masz przyjść do niej do kuchni.                                                             -Długo spałam?                                                                                                                                                                           -Z jakieś dwie godzinki.                                                                                                                                                         -A ty?                                                                                                                                                                                                -Też spałem. Chodźmy na dół. - podniósł się z łóżka i pomógł mi wstać. Wyszliśmy z pokoju i powoli zeszliśmy po schodach. Im bliżej kuchni tym bardziej się bałam. Kiedy się tam znaleźliśmy mama podała mi test ciążowy do ręki i kazała iść do łazienki. Otworzyłam pudełko i wyjęłam całą jego zawartość na umywalkę. Przeczytałam instrukcję i postępowałam zgodnie z nią. Kiedy skończyłam położyłam go na podłodze i sama na niej usiadłam. Wpatrywałam się w niego tępo, bez jakiegokolwiek uczucia. Siedziałam tak z 15 minut, kiedy uświadomiłam sobie, że na nim pojawiły się dwie kreski. Boże ja jestem w ciąży... Niewiele myśląc wybiegłam z łazienki i rzuciłam się w ramiona Leónowi. Zaczęłam płakać. Nie mogę być w ciąży.
-León jestem w ciąży.- szepnęłam. Czułam, że jest w szoku. Przez chwile w ogóle się nie ruszał. Dopiero po jakimś czasie przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
-Będę tatą! Nawet nie wiesz jak się ciesze kochanie!-wykrzyknął. Tylko szkoda, że ja się nie cieszyłam. Poczułam, że bierze mnie na ręce i przemieszczamy się gdzieś. Poczuła, że siada. Oderwałam się lekko od niego i nadal załzawionymi oczami spojrzałam na pomieszczenie. Siedzieliśmy na kanapie w salonie.
-Skarbie spójrz na mnie.- usłyszałam jego głos. Odsunęłam się aby móc mu spojrzeć w oczy.          - Skarbie  będziemy mieli takiego małego Verdaska i teraz zostaje nam się tylko cieszyć. Stało się i już się nieodstanie. To owoc naszej pięknej miłości i proszę nie smuć się. Damy sobie radę. Jestem pewien, że nasi rodzice będą chętni aby pomagać nam przy małym bobasku i na pewno skończymy szkoły. Dopiero co się dowiedziałem a już kocham to dziecko i wiem, że ty i ono to cały mój świat.-zakończył i pocałował mnie kładąc rękę na moim brzuchu. Dzięki jego przemowie zaczęłam się cieszyć z tego, że już nie długo będę mogła przytulić do siebie takie malutkie dziecko, które będzie moje i Leóna. Nikogo więcej.
************************************************

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 23 "A dlaczemu?"

~Violetta~
Po zjedzeniu śniadania chłopaki poszli do pokojów się przebrać a potem wyszli z piłką na podwórko, ja z dziewczynami zabrałyśmy się za zmywanie a rodzice pakowali rzeczy potrzebne na wyjazd. Wycierając wyspę kuchenną poczułam, że mam na swojej koszulce coś mokrego. Co się okazało Francesca rzuciła we mnie zmywakiem. Oczywiście jej oddałam. I tak cała kuchnia była w pianie.
-No to teraz mamy więcej do sprzątania.-usłyszałam głos Naty.
-Bieżmy się do pracy, bo inaczej będziemy siedzieć tutaj do wieczora.-mówiłam.
Zabrałyśmy się za ogarnianie w trakcie do kuchni przyszli chłopaki.
-A co tu się stało?-zadał pytanie zdziwiony Diego.
-Bitwa.-odpowiedziała Fran.
-Ej no bitwa bez nas.Foch.-oburzył się Fede.
-Ty lepiej nie mniej focha- mówił León przez śmiech.
-A dlaczemu?-zapytał Fede.
-A powiedzieć Ci znaczenie tego słowa?-odpowiedział pytaniem na pytanie Verdas a my wiedząc o co chodzi zaczęliśmy się śmiać. Tylko Fede taki biedaczek nie wiedział z czego w tej chwili się śmiejemy.
-Później Ci powiem.-odezwał się Diego.
-Okey.-Fede.
-Dziewczyny no to kiedy wyjdziecie, bo nie ma się przed kim popisywać...- założył ręce na piersi Maxi.
-Pamiętaj Maximiliano popisywać to ty się możesz przed swoją dziewczyną ale nasze małe to ty zostaw nam.-mój chłopak musiał to skomentować.
-Spoko, spoko.-Maxi podniósł ręce do góry w geście obronnym.
-Zaraz wyjdziemy.-powiedziała Lu a León w tym czasie podszedł do mnie i chciał się przytulić.
-Kochany aby się przytulić to musisz się przebrać. Jesteś cały spocony.-pogroziłam mu palcem.
-A buziaka chociaż dostanę?-wskazał palcem na policzek. Podeszłam bliżej aby go pocałować ale on w ostatniej chwili odwrócił głowę i pocałowałam go w usta.
-Idiota.-powiedziałam po oderwaniu się z uśmiechem
-Ale tylko twój.-odpowiada
-Ey ludzie może tak nie przy nas.-słodką konwersację musiał nam przerwać Diego.
-A ty jak się z Fran przy nas migdalicie to jest dobrze.-odpyskował León.
-Dobra to wy idźcie grać w piłkę a my pięć minut i wyjdziemy.-Naty. Chłopcy wyszli z domu a my spokojnie dokończyłyśmy sprzątanie.
-Dziewczyny my już jedziemy-do kuchni weszli moi rodzice wraz z braćmi.-Więc tak macie być grzeczni, dom ma stać na swoim miejscu. Przekażcie to też chłopakom. -tłumaczył tata.
-Dobrze.-podeszłam i cmoknęłam mamę i tatę w policzek a z braćmi przybiłam żółwika.
-My już jedziemy- odezwała się mama.
-Dobrze.- odparłam rodzice i rodzeństwo powoli wychodzili z pomieszczenia. Dziewczyny na pożegnanie rzuciły krótkie "Do widzenia". Kiedy usłyszałyśmy, że samochód wyjechał zaczęłyśmy wszystkie piszczeć jak szalone.
-Teraz poszalejemy!-krzyknęła Lu. Opuściłyśmy kuchnię i zmierzyałyśmy do mojego pokoju po koc aby wyjść na dwór. Jednak nam się nie udało. W salonie zatrzymali nas chłopaki.
-Dziewczyny już nie musicie wychodzić. Zostajemy w domu i się zabawimy. Verdas jedzie po dobry napój.- cieszył się Diego.
-Idę wziąć prysznic.-powiedział mój chłopak po drodze dając mi buziaka w czoło.  Usiedliśmy na kanapie i w fotelach a ja włączyłam telewizor i na mój ulubiony kanał z muzyką czyli Eska Tv.  Chłopaki rozmawiali o zbliżającym się meczu a my dziewczyny o nowej kolekcji ubrań od Gucciego. Po jakichś piętnastu minutach po schodach zszedł mój chłopak. Był ubrany w to co wcześniej a mianowicie szare spodnie z niskim stanem, czerwono-czarną bejsbolówke miał ją rozpiętą, pod spodem białą koszulkę z nadrukiem tylko koszulkę zmienił. Na nogach białe Nike Air Force a na głowie czarny z czerwonym daszkiem ful cap. W ręku trzymał swój portfel i kluczyki do samochodu.
-Violu chcesz jechać ze mną?-zapytał.
-Mogę jechać.-odpowiedziałam-tylko dom ma stać. Dziewczyny pilnujcie tych tam.-wskazałam ręką na chłopaków.
-Okey.-słowo wydobyło się z ust Fran.  León złapał mnie za rękę i razem wyszliśmy do przedpokoju. Tam wzięłam z wieszaka swoją torebkę.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do czarnego Audi R8 mojego chłopaka.
Otworzył mi drzwi a kiedy usadowiłam się w fotelu zamknął je za mną. Obszedł samochód dookoła i usiadł na miejscu kierowcy. Zapieliśmy pasy i mój chłopak ruszył. Wyjechaliśmy z mojego podwórka.
-León gdzie jedziemy?-zapytałam
-Do Buenos Aires.
-Tak daleko?
-Godzina drogi. Może pogramy w kilka pytań?-zapytał
-Możemy.
-No to ja zaczynam. Ile miałaś lat gdy pierwszy raz się całowałaś?-zadał pierwsze pytanie.
-Miałam 13 lat i... ugryzłam chłopaka.-mówiąc to zrobiłam się czerwona jak burak. León zaczął się śmiać- A ty?
-Ja miałem 12 lat i od początku dobrze mi szło-powiedział dumny z siebie. Cały czas patrzył na drogę.
-Mogę zadać Ci wszystkie pytania jeśli chcesz.- zaproponował szatyn.
-Okey.
-A więc następne pytanie. Ile miałaś lat jak pierwszy raz TO zrobiłaś?- obawiałam się tego pytania.
- Jeszcze tego nie robiłam.-odpowiedziałam jak najciszej potrafiłam.- A ty?-dodałam już odrobinę głośniej.
-Miałem 16 lat i w dodatku nie byłem zbyt trzeźwy. Były urodziny kolegi i zrobiłem właśnie to z jego siostrą.-León mówiąc to był trochę zawstydzony.
-A jak bardzo mnie kochasz?-kolejne pytanie
-Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo. A ty?
-Bardziej niż bardziej.-powiedział i położył rękę na moją noge. -Nie mam więcej pytań. -dokończył.
Do samego Buenos Aires już nie rozmawialiśmy tylko co jakiś czas posyłaliśmy sobie uśmiechy. Gdy znaleźliśmy się pod jakimś sklepem León zaparkował.
-Jakie wam wziąć piwa?
-Owocowe.
-A chcesz coś jeszcze?
-To może pójdę z tobą i kupimy jakieś chipsy i inne napoje niż te z alkoholem.
-Okey.
Kiedy wyszliśmy z samochodu León złapał mnie za ręke i razem weszliśmy do sklepu. Kupiliśmy między innymi chipsy,żelki, Pepsi, piwa. León też musiał wziąć trzy wódki, bo impreza bez tego to nie impreza.
Zapakowaliśmy wszystko do bagażnika po czym wróciliśmy do domu. Weszliśmy do domu, i poszliśmy rozpakować zakupy. W środku było dziwnie cicho.
Kiedy skończyliśmy poszliśmy na górę.
-Ey ludzie!!!!!!!-krzyknął León.
Wszyscy wylecieli z pokojów... yyy i każdy miał coś w ręku. Justin nóż, Diego garnek, Fran patelnie, Maxi łyżkę, Lu widelec, Naty pokrywkę, a Fede krzesło.
-Czy wy napadliście mi na kuchnię?-mówiłam przez śmiech.
-Idziemy się bawić!-Diego
Przenieśliśmy wszystko do salonu a tam dopiero zaczęła się zabawa.
&&&&&&&&&&
3 godziny później
Wszyscy jesteśmy już dobrze wstawieni.
-Eyy gramy w butelkę?
-Dawajcie!- wzięli butelkę-Zakręcił Fede. Wypadło na mnie.
-Masz pocałować Verdasa z języczkiem! Ha! -Usiadłam Leońowi na kolanach i zaczęłam całować go tak jak mi kazano. Jego ręce powędrowały na moje pośladki. Kiedy się od niego oderwałam szepnął mi na ucho
-Chodźmy do twojego pokoju.-wstaliśmy oboje lekko się chwiejąc.
-Wy jak chcecie to sobie grajcie a my idziemy do mnie. Złapałam Leóna za rękę i skierowaliśmy się w stronę schodów. Usłyszeliśmy za nami tylko:
-Uuuuuuuuu.
Po chwili byliśmy już w pokoju. León już na samym wejściu przygwoździł mnie do ściany i zaczął namiętnie całować.
Dalej już można się domyślić co się stało....
~*~*~*~*~*~*~*~
1 komentarz~next

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 22 "Duch i nas dwóch"

Rozdział 22
~Violetta~
Obudziłam się o 10. León jeszcze spał więc lekko wysunęłam się z jego silnych obejmujących mnie ramion. Zabrałam z szafy szarą koszulkę w białe kropki, brzoskwiniową spódniczkę i szare trampki. Jak najciszej potrafiłam wyszłam z pokoju. Po chwili znalazłam się w łazience. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności wyszłam z zaparowanego pomieszczenia i udałam się do pokoju. León jeszcze spał ale postanowiłam go obudzić, bo jest już 10:30 i za chwilę śniadanie.
- León...-powiedziałam lekko nim potrząsając. Takie budzenie przecież i tak nic nie da. Usiadłam na łóżku po czym nachyliłam się nad nim i złożyłam delikatny  pocałunek na jego ustach. Po chwili zaczął je oddawać a ja czując to lekko się od niego odsunęłam.
-Chcę jeszcze.-zamruczał cichotko
-Jak wstaniesz to dostaniesz.-odpowiedziałam.
-Ale Violu...
-Wstawaj.
Szatyn podniósł się na łokciach.
-Kochanie która jest godzina?-zadał pytanie.
-10:35. Wstawaj, bo zaraz śniadanie.-chłopak niechętnie wstał z łóżka. León wychodząc z pokoju złożył na moim czole buziaka po czym obdarował mnie uśmiechem.
-Zaraz wracam.-powiedział i zniknął za drzwiami mojego pokoju.
Zabrałam się za ścielenie łóżka. Kiedy skończyłam usiadłam przy biurku i otworzyłam mój laptop. Weszłam na facebooka i dodałam zdjęcie które Lu zrobiła nam wczoraj.

Dodałam opis:
Kocham Cię najbardziej na świecie skarbie- z León Verdas.
Odwiedziłam jeszcze kilka innych portali społecznościowych. Kiedy zamierzałam zamknąć komputer, ktoś zasłonił mi oczy. Na początku myślałam kto to mógł być ale po chwili poczułam zapach perfum Leóna.
-Zgadnij kto!-powiedział.
-No nie wiem, tata?
-Wybacz ale nie mam jeszcze dzieci.- oburzył się.
-No to Ludmi?
-Dobra widzę, że sama sobie z tym zadaniem nie poradzisz, więc mała podpowiedź:Ten ktoś jest bardzo przystojny...-
-To pewnie Fede-przerwałam mu.
-Ej no teraz to już przesadziłaś.-zabrał dłonie a ja wstałam z krzesła. Siedział na łóżku z podkówką na buzi i z założonymi ręcami na klatce piersiowej.
-Kochanie przecież wiedziałam, że to ty.-odezwałam się siadając na łóżko na przeciwko niego. Położyłam ręce na jego kolanach.
-Musisz mnie teraz ładnie przeprosić.-powiedział.
Przysunęłam się do niego i namiętnie pocałowałam.
-A tak wystarczy?- powiedziałam kiedy się od siebie oderwaliśmy z powodu braku powietrza.
-Jeszcze troszeczkę by się przydało.
-León musimy zejść na śniadanie. Później. Obiecuję.
-Wierzę. Idziemy.
Jak on słodko wygląda. Ma na sobie szare rurki z lekko opuszczonym stanem, białą koszulkę i czerwono-siwą bejsbolówkę a na głowie czerwony full cap, do tego białe Nike Air Force. León złapał mnie za rękę i razem zeszliśmy na dół. To co zobaczyliśmy w salonie było dziwne. Fede kłócił się z Jacobem o to, że on chce oglądać "Duch i nas dwóch" a mój brat Spangeboba Kanciastoportego. Prawie wszyscy turlali się po podłodze ze śmiechu łącznie z moim chłopakiem. Prawie wszyscy turlali się po podłodze ze śmiechu łącznie z moim chłopakiem. Nagle do pomieszczenia wszedł tata.
-Dzieciaki na śniadanie.-musiał krzyknąć, bo w pokoju i tak był straszny hałas.
-Idziemy.-powiedziałam.
Fede odłożył pilot na komodę pod telewizorem, a Jacob już pobiegł do jadalni. Federico idąc do jadalni cały czas patrzył w dół.
-Nie martw się. Bajkę obejrzymy później...-León poklegał go po plecach. Nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem a razem z nim cała reszta łącznie ze mną. Kiedy znaleźliśmy się już w danym miejscu zasiedliśmy do stołu.
-No to co dziś będziecie robić?-zapytała mama.
-Chyba z chłopakami po kopiemy piłkę.-odezwał się Diego.-Co wy na to?-skiedował pytanie do chłopaków.
-Jak dla mnie niezły pomysł.-powiedział a Fede i Maxi tylko pokiwali głowami.
-A wy dziewczyny.-ciągnęła mama.
-A my będziemy obserwować naszych mężczyzn.-mówiła Ludmila. Wtedy wszystkie spojrzałyśmy na naszych kochanych chłopaków.
-My za to zostawiamy wam dom, bo jedziemy do cioci Any na trzy dni.-Ana to siostra mojej mamy.
-Dziś jedziecie?-zadałam pytanie.
-Tak. Za jakieś dwie godziny. Uprzedzam: tylko grzecznie mi tu.- i w tym momencie każdy posłał sobie porozumiewawcze spojrzenia.
No to będzie zabawa.
~*~*~*~*~*~*~

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 21 "Przyjdę później"

~Violetta~
To był León. Co on tu robi? Moje serce cieszy się na jego widok...
-O Viola.- powiedziała Fran. Oczy wszystkich skierowały się na mnie. Zeszłam powoli na dół. Kiedy już się tam znalazłam podeszły do mnie dziewczyny.
-Co on tu robi?-zapytałam
-Musicie porozmawiać.- odpowiedziała Francesca ignorując moje pytanie. Wszyscy zebraliśmy się w jednym miejscu. León stał z opuszczoną głową za Federico. Każdy o czymś rozmawiał, tylko ja i on jesteśmy cicho.
-León możemy porozmawiać.- zapytałam za nim pomyślałam. Spojrzał na mnie smutnymi oczami.
-Tak.- odpowiedział cicho.

-Chodźmy do mojego pokoju.-odezwałam się wbijając wzrok w podłogę. Szatyn ruszył w moją stronę a ja odwróciłam się na pięcie i skierowałam się na schody. Po chwili bylam już w swoim pokoju. León był za mną a wywnioskowałam to z tego, że jak znalazłam się w pokoju po chwili zamknęły się drzwi. Powoli odwróciłam się do niego. Stał. Stał tam z recami w kieszeniach swoich niebieskich rurek.
-León przepraszam.- powiedziałam prawie niesłyszalnie. Chłopak podniósł na mnie wzrok.
-Violetto to nie ty powinnaś przepraszać. To Camila powinna przeprosić. To wszystko przez nią.
-León ale to ja uciekłam nie wyjaśnijąc Ci niczego.- czułam, że zaraz się rozpłacze. Dłużej nie mogłam utrzymać uczuć na wodzy. Rzuciłam mu się w ramiona i po prostu rozpłakałam. Na początku był trochę zaskoczony ale oddał uścisk.
-Ciiii. Spokojnie Violu.-nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na moim łóżku.
-León proszę wybacz mi to. Już nigdy tak się nie zachowam. Będę wyjaśniać wszystko z Tobą a nie wyciągać pochopne wnioski.- odsunęłam się od niego tak aby spojrzeć w jego czmaragdowe oczy.
-Violu nie mam czego Ci wybaczać. Wiedz, że Cię kocham najbardziej na świecie.
-Ja też.- powiedziałam już lekko uśmiechnięta.
-Ty też co?-zapytał z tym swoim wspaniałym uśmiechem.
-Kocham Cię León. Cały czas Cię kochałam i będę kochać. Znów się w niego wtuliłam a gdy się odsunęłam złączyliśmy nasze usta w pocałunku.
-Idziemy na dół?-zapytałam po oderwaniu się od siebie.
-Tak. Chodźmy, bo zaraz zaczną się niecierpliwić.
-León kochanie a tak w ogóle jak się tu znalazłeś?To przez Fran, tak?
-Nie tylko Fran maczała w tym palce.-mówiąc to objął mnie w pasie i powoli szliśmy do salonu.
-Czyli jesteśmy razem?-zapytałam.
-Ja chcę być z Tobą już nazawsze.
-Ja też.-nawet nie spostrzegłam a już byliśmy w salonie. Wszyscy patrzyli na nas z ogromnymi uśmiechami na twarzy.
-Pogodziliście się?-zadał pytanie Federico.
-A nie widać?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Violu, Violu mama woła na kolację.-do pokoju wpadł Jacob.
-Dobrze już idziemy.-odparłam-León to jest mój młodszy brat Jacob.-zwróciłam się do MOJEGO chłopaka.
-Cześć jestem León, chłopak Violetty. -podał młodemu rękę a on z chęcią ją chwycił i lekko potrząsnął.
-Chodźmy już, pierwsza gwiazdka jest na niebie!-krzyknął mój młodszy braciszek.
-Idziemy, idziemy.-każdy złapał swoją drugą połówkę za rękę, tylko Justin taki samotny. Kiedy znaleźliśmy się w jadalni każdy wziął po listku opłatku i zaczęliśmy składać sobie nawzajem życzenia.
-Violu życzę ci szczęścia, pomyślności i zdrowia. Spełniaj swoje marzenia i nie zwracaj uwagi na tych którzy robią wszystko abyś nie dotarła do celu. Bardzo Cię kocham skarbie. -w tej chwili złożyłam na jego ustach leciutki pocałunek potem on ułamał kawałek mojego opłatka i włożył sobie do ust.
-Życzę Ci wszystkiego co najlepsze Leónie. Abyś zawsze dąrzył do celu. Kocham Cię.-teraz ja ułamałam opłatek. Podeszli do nas moi rodzice.
-Kochani życzymy wam dużo szczęścia, pomyślności, wytrwałości w związku. No i żebyście byli razem jak długo się da.-mówiła mama.
Potem to my złożyliśmy im życzenia tak jak wszystkim innym. Zasiedliśmy do wspólnej kolacji a po kolacji były prezenty. Od moich rodziców każdy z nas dostał po kolorowym zegarku. Ja dałam Leónowi zawieszkę z serduszkiem i napisem Leonetta,  sama miałam taką samą i żel pod prysznic i perfumy z Nike.Takie jak on używa. A od niego złoty łańcuszek z tym samym napisem. Każdy wymienił się prezentami a późną nocą poszliśmy do mojego pokoju. Gadaliśmy, śmialiśmy się i w ogóle.
-My już będziemy szli do pokojów.-powiedziała Naty.
-Tak, bo która już jest godzina.-odezwał się Maxi
-Spoczko.-powiedziałam- wszyscy wyszli z pokoju.-Dobranoc!- krzyknęłam za nimi.
-Idę wziąć prysznic.Zaczekasz tu?-zapytał.
-Ty skorzystaj z łazienki tutaj a ja na dole.-mówiłam.
-Okey.- wzięłam piżamę i skierowałam się do łazienki na dole.
Wzięłam szybki prysznic po czym ubrałam się i wróciłam do pokoju.
León już siedział na moim łóżku i co miał w ręku? Swoją koszulkę, do której ja się przez trzy miesiące tuliłam.
-Violu to ta koszulka robiła pod kołdrą?- uśmiechał się a ja za to byłam czerwona jak pomidor. Odwróciłam się tyłem do niego. Nie chciałam by mnie teraz widział. Jednak po chwili poczułam jego dłonie na swoim brzuchu.
-Violu nie ważne. Chodźmy spać.
Podłożyliśmy się na łóżku a ja się w niego wtuliłam. Kiedy już zasypiałam usłyszałam głos mamy.
-Violu...-nie dokończyła- León? A co ty robisz w sypialni Violetty? Już do siebie.- powiedziała.
-Później przyjdę.-szepnął mi na ucho po czym wyszedł do sypialni którą dzieli z Fede.
-Co chciałaś mamo?-zapytałam
-Już nic. Dobranoc.-wyszła z mojego pokoju. Po jakichś piętnastu minutach poczułam, że ktoś się obok mnie kładzie. Odwróciłam się i wtuliłam w umięśnioną klatę mojego chłopaka.
~*~*~*~*~*~*~
Mam dla kogo dodawać tutaj posty?

piątek, 7 sierpnia 2015

Notka....

Hej!
Jestem smutna...
Jest tak dużo wyświetleń a komentarzy tyle co "kot napłakał"
Wam napisanie komentarza zajmie tylko chwilkę a dzięki temu na mojej twarzy pojawi się ogromny uśmiech. Co niektórzy wiedzą o co mi chodzi...
Pokażcie mi, że mam dla kogo dodawać tutaj posty. Jak nie to blog zostanie zawieszony a w najgorszym wypadku usunięty.
Pozdrawiam.
Kasia B.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 20 "Oni się kochają..."

~Violetta~
Podniosłam do góry głowę. To była cała nasza paczka: Ludmila, Naty, Fran, Justin, Diego, Fede i Maxi.
-No hej!-powiedzieli wspólnie.
Wytarłam szybko ręce w ściereczkę a potem po prostu rzuciłam się na Lu aby ją uściskać.
-Boże tak się za wami stęskniłam...-mówiłam tuląc każdego po kolei.
-Skąd się tu wzięliście?- zapytałam stając przed nimi
-Podziękuj swoim rodzicom. Będziemy tu przez tydzień.- odparła Francesca. Spojrzałam się na rodziców którzy stali przytuleni do siebie i obserwowali nas.
-Dziękuję.- wypowiedziałam te słowa już prawie płacząc ze szczęścia. Oni tylko mnie przytulili. Po chwili podbiegli do mnie bracia aby ich też przytulić... Jak wszyscy to wszyscy.
-To ja was zaprowadzę do waszych sypialni.- odezwała się mama.
-Dobrze! A potem zabierzemy się do pracy. Przecież musimy jakoś podziękować za gościnę!- krzyknął uradowany Diego.
-A my jesteśmy zawsze zwarci i gotowi do pomocy!-zawtórował mu Fede.
Poszli na górę a ja zostałam sam na sam z tatą.
-Tato czyj to pomysł?-zadałam pytanie. -Nasz. Wiedzieliśmy, że z chęcią byś się z nimi zobaczyła. A z resztą bardzo lubimy ich wszystkich i porozmawialiśmy z ich rodzicami dlatego zostaną tutaj przez ten tydzień.
-Dziękuję. Jesteście najlepsi.
-Przecież wiem.- odpowiedział tata przytulając mnie do siebie. Po chwili oderwałam się od niego i poszłam na górę. Na schodach minęłam się z mamą.
-Dziękuję.- odezwałam się.
-Nie ma za co. Przydzieliłam im już pokoje.
-Jeszcze raz dzięki.
Mama tylko kiwnęła głową i poszła a ja ruszyłam w wyznaczone miejsce.
Na korytarzu stała grupka moich przyjaciół i jak tylko mnie zobaczyli odezwał się Diego:
-Właśnie szliśmy do kuchni pomóc w przygotowaniach wkońcu dziś Wigilia.
-Zaraz pójdziemy. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w te Święta będziemy razem.-powiedziałam po czym podeszłam do nich i zrobiliśmy wspólnego miśka.
-No to idziemy?-zapytał Fede.
-Jasne.- zeszliśmy na dół.
-To dzieciaki zabieramy się za robotę. Violetta, Justin, Francesca...
Potem zajęliśmy się przygotowaniami.
~Trzy godziny później~
Pora aby ubrać choinkę. Tata umieścił ją w jadalni a Diego, mama i Justin poszli na strych po ozdoby. Kiedy je już przynieśli zaczęliśmy ozdabiać świąteczne drzewko. W pewnym momencie podeszła do mnie Francesca. To chyba odpowiednia chwila aby zadać jej kilka pytań.
-León nie chciał przyjechać?
-On się zmienił. Załamał się po twoim wyjeździe. Zamknął się w sobie. Była byś w stanie mu wybaczyć?
-Nie wiem Francesca. To zdjęcie...-nie dane mi było dokończyć, bo włoszka mi przerwała.
-To zdjęcie to zwykły fotomontaż. A to-wyjeła z kieszeni swój smartfon-jest prawdziwe. To było zdjęcie moje i León'a jak się żegnaliśmy przed lekcjami. Boże jaka ja jestem głupia. Uciekłam do swojego pokoju gdzie dałam łzą upust. Lały się po moich policzkach i moczyły poduszkę, którą przytulałam.
~Francesca~
Viola już zna prawdę. Oni się kochają, ja muszę coś zrobić. Porozmawiam z resztą i razem może coś wymyślimy. Trzeba im pomóc. Rodzice Violetty opowiadali nam, że na początku było z nią źle. Często płakała, zamykała się w pokoju... Po jakimś czasie zajęła się czymś innym aby tylko nie myśleć. Ona sama nawet nie chce o tym myśleć. Biedna Vils. Mam pomysł jak ich pogodzić.
~Violetta~
Nie mogę tak. Są święta. Przyjechali tu moi przyjaciele. Nie mogę okazywać smutku. Chociaż tak bardzo żałuję tego, że z nim nie wyjaśniłam tego ale... Koniec. Nie będę płakać. Wyszłam z pokoju i po schodach zeszłam do kuchni. Jednak tam była tylko moja mama.
-Violu reszta poszła się przebrać ty też idź. Jest już 15 a o 18 usiądziemy do kolacji. A wy potrzebujecie sporo czasu aby się ogarnąć.
-Okey.- wróciłam na chwilę do pokoju a potem poszłam do łazienki aby wziąć prysznic. Po powrocie do pokoju  otworzyłam szafę. Wyjęłam z niej miętową od talii długą sukienkę miała złoty pasek a góra była biała z koronką. Do tego wybrałam białe szpilki. Włosy rozczesałam i lekko upiełam szeroką spinką. Zrobiłam też lekki make-up. Spojrzałam na zegarek. Te wszystkie czynności zajęły mi tylko dwie godziny.
Zdecydowałam się zejść na dół. Stając na samej górze schodów zobaczyłam, że ktoś dołączył do moich przyjaciół. Ten ktoś siedział i rozmawiał z Federico. To...

czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 19 "Violetta..."

~Violetta~ ~Trzy miesiące póżniej~ Kiedy przyjechałam do domu zajęłam się nauką w tutejszym liceum, a po szkole pomagałam w domu. Jacyś nowi znajomi? Nie. Niedopieszczałam do siebie nikogo. Na przerwach siedziałam sama i na lekcjach także dlatego uchodziłam za kujona. Z dziewczynami kontaktujemy się cały czas. Nasza przyjaźń przetrwa wszystko. A León? Nie wiem co z nim. Próbował dzwonić ale nie chcę słyszeć jego głosu dlatego odrzucałam połączenia. Teraz jest przerwa świąteczna. Pomagam w domu z przygotowywaniem różnych potraw. Jutro wigilia. Tak szybko zleciał ten czas od mojego przyjazdu tutaj. -German możesz na chwilę!- usłyszałam głos mamy z salonu. Taty nie było w kuchni, więc i ja zaczęłam go wołać. -Tato!-krzyknęłam -Co tam?- po chwili zjawił się w pomieszczeniu -Mama coś chce. Jest w salonie. Tata poszedł do kolejnego pomieszczenia. Zobaczyłam jak chłopcy biegają po domu. -Jacob, Jasper zwolnijcie. Za chwilę będzie płacz. Grzeczni macie być, bo jutro Mikołaj nie przyjdzie!- pogroziłam im palcem na co oni zaczęli się śmiać. -Dobrze, dobrze Violu. A ty też musisz być grzeczna?-zadał pytanie Jacob. Obaj podeszli do stołu. -Ja też muszę być grzeczna tak jak wy. A teraz idziecie do swojego pokoju,bo-spojrzałam na zegarek-zaraz będzie wasza ulubiona bajka. Poszli do swojego pokoju a ja usłyszałam szepty moich rodziców. Nie przejęłam się tym zbytnio. Pewnie chodzi o prezenty. Zajęłam się krojeniem warzyw na sałatkę, że straciłam poczucie czasu. -Violu idź się wykompać-podeszła do mnie mama.Była już w swoim ulubiony szlafroku.  Na dobrą sprawę to bylam już bardzo zmęczona. -Straciłam poczucie czasu. Już idę. A tak wogóle, która jest godzina? -Jest 23:16. -Naprawdę już późno.- zabrałam się za sprzątanie wszystkich rzeczy ze stołu. Mama w tym czasie usiadła na krześle. Czułam na sobie jej wzrok. -Violu tęsknisz za Buenos Aires, za przyjaciółmi, za szkołą?-po chwili zadała pytanie. Od mojego przyjazdu tutaj nie rozmawiałyśmy na ten temat. I nikt go nawet nie poruszał. Wiedziałam, że to nadejdzie. Muszę wszystko wyjaśnić. Już nie mogę uciekać. -Jasne, że tak. Zawsze będę tęsknić za Buenos Aires. -A nie myślałaś nad powrotem? -Nie mogę tam wrócić, -Violu... -Nie mamo. Nie mogę. Nie chcę. Za bardzo to wszystko boli. Tam jest ON. -Nadal go kochasz.-powiedziała pewnym głosem. -Nie, nie kocham go. Już mi przeszło.- brnęłam -Violetta swoich młodszych braci możesz oszukiwać ale nie mnie. -Mamo proszę.-akurat skończyłam sprzątać-Idę wziąć prysznic. Dobranoc. -Dobranoc.-usłyszałam za sobą. Poszłam do pokoju po piżamę a potem skierowałam się do łazienki. Po dwudziestu minutach z niej wyszłam. Weszłam do kuchni. Mamy już tam nie było. Wzięłam szklankę wody i poszłam do siebie. Zapaliłam światło. W pokoju panował porządek jak prawie zawsze. Szklankę postawiłam na szafce nocnej i zapaliłam małą lampkę a zgasiłam duże światło. Położyłam się do łóżka po czym wzięłam do ręki telefon. Wysłałam wiadomość. Do: Maria:* Będziecie? Po chwili dostałam odpowiedź. Od: Maria:* Jasne, że tak. Mama by nam głowy po urywała gdybyśmy nie przyjechali w taki piękny dzień jakim jest wigilia. Idź spać, jest już tak późno. Kocham. Dobranoc. Cała Maria. Nawet gdy nie ma jej w pobliżu to i tak się o mnie martwi. I za to ją kocham. Odpisałam krótko: Do:Maria:* Kocham. Dobranoc. Potem odłożyłam telefon na półkę obok i zgasiłam lampkę. Wyjęłam spod poduszki... koszulkę Leóna i się do niej przytuliłam. Nadal ją mam, bo nadal go kocham. Przyznaje się! Chociaż sama przed sobą ale się przyznaje. Przytuliłam ją. Nadal pachniała nim. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. ~Następny dzień~ Wstałam o ósmej. Co jest dziwne, bo powinnam wstać co najmniej o dziesiątej, ponieważ poszłam bardzo późno spać. Ubrałam się w miętowe rurki do tego różową asymetryczną koszulkę z krótkim rękawem i paskiem w talii. Ubrałam jeszcze tylko białe sneakersy. Włosy związałam w wysoki, luźny koński ogon. Poszłam do kuchni. Każdy coś robił. Mama coś kroiła, tata naprawiał jakieś coś a bracia bawili się swoimi samochodzikami. -Dzień dobry!- przywitałam się. -Witamy- odpowiedział tata. -Violu, Violu kiedy będziemy ubierać choinkę?- pytał Jacob -Choinkę ubierzemy jak przyjedzie Maria, David i Victor. A teraz zmykajcie się bawić.- pogłaskałam ich po głowach- Mamo mogę w czymś pomóc?-zapytałam rodzicielkę. -To trzeba pokroić. Mogła być? -Jasne.- przejęłam od niej miskę wypełnioną warzywami. Zabrałam się za krojenie. Po piętnastu minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Już chciałam iść w stronę drzwi, gdy mama mnie wyprzedziła,więc ja wróciłam do poprzedniej czynności. -Violetta...- podniosłam do góry głowę. To... ~*~*~*~*~*~*~

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 18 "Więcej się nie spotkamy"

~Violetta~
-Violu ale dlaczego? Jeszcze nie dawno nie chciałaś się nigdzie stamtąd ruszać.-zapytała mama
-Wszystko się zmieniło. Chcę do domu.- mówiłam sarając się aby mój głos przy tym nie drżał.
-Violetto ty płaczesz.- nie udało się.
-Mamo powiem Ci jak po mnie przyjedziesz.
-Dobrze za 2-3 godzinki będę.
-Dobrze. Kocham Cię mamo.
-Ja Ciebie też Violu.
Rozłączyłam się. Pora się pakować ale nie... Najpierw muszę pożegnać się z dziewczynami.
Do: Fran, Naty, Ludmi
Chcę się pożegnać. Przepraszam, że przez sms'a ale już nie zdążę. Wyjeżdżam na wieś. Podziękujcie Leónowi. Zapewniał, że kocha a dostałam dziś zdjęcie jak całuje się z Camilą. Nie chcę widzieć jego i jej dlatego wyjeżdżam. Nie mówcie Leónowi gdzie jestem jednak pewnie się domyśli, że u rodziców ale nie wie gdzie w jakiej miejscowości mieszkają. Nie bądźcie złe. Kocham.
Do wiadomości dołączyłam jeszcze zdjęcie, które mi dziś przysłano a potem wysłałam ją dziewczynom.
Muszę wysłać jeszcze jednego sms'a.
Do:León
Spotkajmy się za pół godziny w miejscu, w którym mieliśmy piknik.
Na samą myśl do moich oczu znowu napłynęły łzy. Mogłoby się wydawać, że one cały czas tam były. ~León~
Na lekcji dostałem sms od Violi. Zerwę się z matematyki i pójdę w umówione miejsce. Zaraz gdy tylko zadzwonił dzwonek zerwałem się z miejsca i pobiegłem poza "wrota" naszej szkoły. I po chwili byłem na miejscu. Violetta już tam była. Siedziała na ławce. Ona płacze. Dosiadłem się do niej i przytuliłem.
-Zostaw mnie.- usłyszałem słowa, które zadały mi okropny ból.
-Violu...-zacząłem
-Nie León. Już wiem. Z nami koniec. To przez ciebie teraz wyjeżdżam, więcej się nie spotkamy.- z moim sercem stało się to co po wysunięciu się wazonu z rąk. Rozpadło się na miliony kawałeczków. Skleić je może tylko osoba, która w tej chwili zadała mi ból. Ona odeszła. Pobiegłem za nią. Odwróciłem w swoją stronę.
-Wyjaśnij mi o co chodzi.- powiedziałem starając się być opanowanym i nie zacząć płakać.
-Masz Camile. Ja już nie jestem Ci do niczego potrzebna. Żegnaj León. - mówiła przez łzy. Odbiegła. Zostawiła mnie a ja nadal nie wiedziałem dlaczego. Usiadłem pod pobliskim drzewem i wpatrywałem się w szarą ziemię jednak po chwili zacząłem płakać, płakać jak małe dziecko. Kochałem ją, kocham ją, będę ją kochać ale jej już ze mną nie ma.
~Violetta~
Płakałam całą drogę do domu a gdy wróciłam zabarałam się za pakowanie wszystkich swoich rzeczy po czym zniosłam walizki na dół. Robiąc to cały czas płakałam. Muszę wysłać sms Justinowi.
Do:Justin:)
Justin wyjeżdżam do rodziców. Nie wiem kiedy wrócę i czy wgl wrócę. Wyjeżdżam, ponieważ jedna osoba, którą kocham za bardzo mnie zraniła. Przepraszam, że żegnam się przez sms. :*
Usiadłam na kanapie z zaszklonymi oczami rozglądałam się po miejscu w którym na dobrą sprawę się wychowywałam. Gdzie było zawsze wesoło, gdzie był mój mały Victorec. Poszłam do jego pokoju. Jestem tam może drugi raz od jego wyjazdu. Wiedziałam, że będę płakać. Tak go kocham a teraz nie wiem co z nim. Poszłam jeszcze do swojego pokoju. Zajrzałam pod łóżko. Znalazłam tam pudełko ze zdjęciami moich przyjaciół, rodziny i koszulkę Leóna. Przytuliłam ją. Kocham go, ale mnie zranił a to tak boli. Wzięłam karton i koszulkę ze sobą na dół. Koszulkę cały czas miałam w ręku a pudło po prostu postawiłam obok innych swoich walizek. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam. To była mama. Od razu się w nią wtuliłam i rozpłakałam sie już na dobre. Po jakichś 15-stu minutach mogłam cokolwiek z siebie wykrztusić.
-Co się stało?-zapytała.
-León...- nic więcej już nie powiedziałam tylko wzięłam telefon do ręki i pokazałam zdjęcie.
-Kochasz go?-zapytała
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-To powinnaś z nim porozmawiać.
-Ja nie potrafię. Proszę jedźmy już.
-Jesteś gotowa aby stąd wyjechać?
-Tak.
Wzięłyśmy walizki po czym poszłyśmy je zapakować do bagażnika samochodu. Kiedy upewniłam się, że wszystko już jest w samochodzie ostatni raz spojrzałam na miejsce, które już zawsze będzie moim domem. Tyle wspomnień i tych złych i tych dobrych ale już pora. Zamknęłam drzwi. Wsiadłam do samochodu, zapięłam pas i ruszyłyśmy. Przed zniknięciem za zakrętem ostatni raz spojrzałam na całą posiadłość...
~*~*~*~*~*~

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 17 "Pysiaczku..."

~Violetta~
Leżeliśmy wtuleni w siebie chyba z godzinę. Ale przypomniało mi się, że jutro jest przecież szkoła.
-León chciałabym tu z tobą leżeć już zawsze ale jest już późno a jutro idziemy do szkoły.
-Szkoda...-odparł smutno
-Mam pomysł.
-Jaki?
-Zostaniesz u mnie na noc.
-Okey. To chodźmy do mojego domu po rzeczy a potem przyjedziemy samochodem.-wstaliśmy z koca a potem go złożyliśmy.
-Violu nie jesteś głodna?-zapytał kiedy już szliśmy.
-Nie.-odpowiedziałam a on objął mnie w talii.
-Jutro na śniadanie zjemy to co przygotowałem. Włożymy do lodówki.
- Spoczko.-potem już szliśmy w ciszy, dopiero gdy znaliźliśmy się jego przed domem León zapytał:
-Wejdziesz? Przedstawię Cię rodzicom, bo już chyba wrócili z pracy.
-Dobrze skarbie.
Weszliśmy do jego domu.
-Nie zdejmuj butów kochanie.-szatyn zwrócił się do mnie-Mamo, tato wróciłem!-krzyknął.
-Dobrze synku!-usłyszałam głos chyba jego mamy. León postawił kosz w przedpokoju i pociągnął mnie za rękę w głąb domu.
-To jest salon, na lewo kuchnia. Widzisz tamte drzwi?
-Tak.
-To gabinet rodziców.-Powiedział.- Mamo możesz na chwilę przyjść?- skierował się do swojej rodzicielki.
-Słucham cię pysiaczku.- z gabinetu wyszła na oko czterdziestoletnia kobieta. Miała ciemne włosy, ubrana była w czerwoną sukienkę do kolan lekko rozkloszowaną od talii w dół. Widać, że kobieta zna się na modzie. Ale jak ona go nazwała? Pysiaczkiem?Haha.
-Mamo to moja dziewczyna Violetta.-odezwał się mój chłopak.
-Jestem Valentina. Mama Leóna. Bardzo miło mi Cie poznać Violu.
-Mi też miło panią poznać.
-Ależ mów mi po imieniu. Czuje się na sto lat jak ktoś mówi do mnie na pani.
-Dobrze.-odparłam z likkim uśmiechem.
-Mamo idę do Violi na noc.
-Dobrze synku.
-To my idziemy do mojego pokoju.- powiedział po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów.
-Tam na wprost jest mój pokój, na lewo gościnny na prawo też. Każdy pokój ma dołączoną łazienkę. Tutaj-wskazał ręką na drzwi obok których staliśmy.-To sypialnia rodziców a teraz chodźmy do mnie.- ruszliśmy w stronę drewnianych drzwi. Kiedy je otworzył moim oczom ukazał się ogromny pokój z niebiesko-zielonymi ścianami, duże łóżko a naprzeciwko telewizor plazmowy powieszony na ścianie a na podłodze stał odtwarzacz muzyki z dwoma głośnikami. Koło okna stała szafa a na lewo od szafy biurko.
-Siadaj a ja przez ten czas znajdę rzeczy.-usiadłam na krzesełku od biurka i przyglądałam się temu co on robił.
-Czemu mi się tak przyglądasz?-zapytał w pewnym momencie.
-Bo tak pysiaczku.- powiedziałam śmiejąc się.
-Tak mówi do mnie tylko moja mama. Ty możesz mówić misiaczku, najmądrzejszy na świecie Leónku.- mówiąc to podszedł do mnie złapała za rękę abym wstała, sam usiadł na krzesełku a mnie posadził sobie na kolanach.
-Jesteś taki skromny...
-Ale za to mnie kochasz mała.
-Zbieraj się duży, bo jest już późno.- pocałowałam go lekko w usta Wstaliśmy z krzesełka, León wziął do ręki swój plecak do którego wrzucił ubrania i książki na jutro. Zeszlismy na dół.
-Dobranoc- krzyknęliśmy w tym samym czasie. po czym. León wziął koszyk z jedzeniem i poszliśmy do garażu. León wziął kluczyki od swojego samochodu i wyłączył alarm potem wsiedliśmy. Wyjechaliśmy a León zamknął drzwi małym pilotem. Ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Kiedy dojechaliśmy do domu od razu poszłam do łazienki wykompać się a León wraz z Justinem poszli do kuchni rozpakować koszyk a potem do salonu coś oglądać. Poszłam do pokoju wziąć piżamę a potem ruszyłam do łazienki.
~30 minut później~
Po wyjściu z łazienki poszłam powiedzieć Leónowo, że może iść się wykompać a potem poszłam położyć się do łóżka. Wzięłam telefon do ręki w celu sprawdzenia godziny. To już 23:23. Odłożyłam telefon na szafkę nocną i powoli odpływałam w krainę Morfeusza. Kilka minut później poczułam, że ktoś się kładzie obok. Poczułam te boskie perfumy i już wiedziałam, że to León. Przytuliłam się do niego i odpłynęłam.
~Ranek~
Obudził nas znienawidzony dźwięk budzika. Wyłączyłam go i obudziłam mojego misia. Jego to bomba by nie ruszyła. Więc obudzę go inaczej. Usiadłam na nim okrakiem i namiętnie go pocałowałam. Po chwili zaczął oddawać pacałunki. Oderwałam sie wreszcie od niego.
-Kochanie pora wstawać.- wyszeptałam mu do ucha.
-Pysiaczku...
-Już wstaje.-podniósł się, skierował się do mojej łazienki po drodze zgarnął ubrania. Przeszłam do szafy i wyjęłam ubrania, które zamierzałam dziś włożyć. Poszłam do łazienki Marii i Davida. Całe szczęście, że siostra zostawiała swoje kosmetyki. Ubrałam się w niebieską sukienkę, koszulę w kwiaty, do tego czarne, ciężkie buty i zrobiłam lekki makijaż. Zeszłam do kuchni. Justin już nie spał.
-Dzień dobry. Zrobiłem wam śniadanie.
-Spoko dzięki.
Poszłam do jadalni. Na stole stały trzy kawy i kanapki. Usiadłam i po chwili przyszli chłopcy. W ekspresowym tempie wszystko zniknęło z talerza. Zabraliśmy swoje rzeczy i samochodem Leóna pojechaliśmy do szkoły. León się ze mną pożegnał namiętnym pocałunkiem a potem poszli w swoją stronę, bo chodzą razem do klasy a ja poszłam do sali chemicznej. Dziewczyny już były.
-Cześć.- powiedziałam.
-Hej.- odpowiedziały chórem.
Do dzwonka gadałyśmy o modzie i wyprzedaży w naszym ulubionym sklepie.
~Po chemii~
Właśnie dostałam sms'a. Wyjęłam telefon z plecaka. Od nieznanego numeru. Otworzyła wiadomość. To było zdjęcie... Leóna całującego się z Camilą. Zdjęcie zrobione dziś, bo León tak się ubrał. Wybiegłam ze szkoły aby jak najczęściej znaleźć się w domu. Nie interesuje mnie to, że znowu będę miała wpisaną ucieczkę, nie interesuje mnie obniżone zachowanie, nie interesuje mnie on. Zresztą kogo ja chce oszukać on mnie interesuje a nawet bardzo. Biegałam cały czas. Po policzkach lały mi się łzy. Zranił mnie i to bardzo. Kiedy weszłam do domu rzuciłam się na kanapę w salonie w celu uspokojenia się. Już wiem co zrobię. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do mamy.
Pierwszy sygnał drugi, trzeci...
-Cześć Violu. Co tam?
-Mamo możesz po mnie przyjechać? Nie chce tu zostać. Zamieszkam z wami na wsi...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

środa, 8 lipca 2015

Rodział 16 "Przyjdę po ciebie o 21"

~Violetta~
-Ja nie mogę wyjechać. Mam tu wszystko. Tato proszę.- mówiłam płacząc.-Radziłam sobie tyle czasu to dam radę i teraz. Mam León'a i resztę. Mieszka ze mną Justin.-cały czas mówiłam.
-Violetta to nie zmienia faktu, że chcemy cie zabrać na wieś. To wszystko dla twojego dobra.- odezwał się tata.
-Jeśli chcecie mojego dobra to zostawcie mnie tutaj!-krzyknęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami po czym rzuciłam się na łóżko. Oni nie wiedzą co ja czuje. Tutaj mam przyjaciół a co najważniejsze León'a. Mam ich wszystkich zostawić. Rozpłakałam się jeszcze bardziej myśląc o tym co by było gdybym pojechała.
~León~
-Przepraszam-odezwałem się- może ja do niej pójdę.
-Zaczekaj chwilę León'ie.-usłyszałem głos Germana-Proszę powiedz mojej córce, żeby spakowała wszystkie swoje rzeczy.-dokończył na co ja popatrzyłem na niego jak na idiotę.
-Nie León. Nic jej nie mów- wtrąciła Angie-dość tego German jeśli jest tu jej dobrze niech zostanie. I nie interesuje mnie twoje zdanie. To też moja córka i mam prawo decydować o jej losie. Jeśli myśli, że da sobie radę to niech zostanie. Ja w nią wierzę-wybuchnęła.-Może zostać. A my już pójdziemy. Teraz Violetta nie chce nas widzieć.- pociągnęła Germana do drzwi.-Cześć León.- powiedziała i wyszli a ja poszedłem na górę do pokoju mojej Violi. Kiedy tam wszedłem ona smacznie spała. Chyba pójdę do domu i napiszę jej później sms'a... albo nie. Ona tak słodko wygląda, że położę się obok i też tak zrobiłem. Przytuliłem się do niej i sam nie wiem kiedy zasnąłem.
XXX
Kiedy się obudziłem moją Viola już nie spała.
-León ja nie chcę wyjeżdżać.
-I nie musisz.
-Muszę. Nie mogę się sprzeciwić mojemu ojcu.
- Violu ale naprawdę nie musisz wyjeżdżać, bo...
-León ty nie znasz mojego ojca.
-Violka słuchaj mnie a nie mi przerywasz. Twoja mama powiedziała, że radziłaś sobie do tej pory to dasz radę dalej. Decyzję o twoim powrocie na wieś i Angie sprzeciwiła się mu i takim oto sposobem możesz zostać.
-León dziękuję.- podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła mnie całować. Oczywiście oddawałem pocałunki.
-Za co mi dziękujesz?- zapytałem po oderwaniu się.
-Bo tak. Kocham cię.
-A ja ciebie.-i znowu mnie pocałowała.
-Violu muszę iść do domu.-właśnie w tej chwili wpadł mi do głowy pewien pomysł, spojrzałem na zegarek była 18:35- Przyjdę po ciebie o 21-odparłem po chwili zastanowienia.
-Szkoda, że musisz już iść.
-Zobaczymy się jeszcze.Kocham.
-Ja też.- Odpowiedziałem po czym pocałowałem ją lekko w usta i wyszedłem z pokoju.
~Violetta~
To chyba będzie randka, więź trzeba się szykować. Boshe... Mam tylko dwie i pół godziny na to wszystko. Wstałam z łóżka po czym poszłam w stronę ogromnej szafy. Jestem taka szczęśliwa, że jednak wszystko w moim pokoju zostaje na swoim miejscu i nigdzie nie muszę wyjeżdżać. Otworzyłam drzwiczki po czym cała zawartość szafy znalazła się na podłodze. Postanowiłam, że założe zieloną sukienkę ciętą z koła i różową kurteczkę do tego moje ulubione beżowe koturny. Ubrałam się w wyznaczony strój a potem poszłam do łazienki. Tam zabrałam się za fryzurę i makijaż. Użyłam lokówki aby lekko podkręcić włosy i zrobiłam makijaż bardziej widoczny niż zazwyczaj. Wyszłam z łazienki do pokoju, zobaczyłam że mam jeszcze 20 minut a mój żołądek domaga się jedzenia. Zeszłym do kuchni gdzie wyjęłam z lodówki jogurt, poszłam do salonu usiąść na kanapie i tam zabrałam się za jedzenie. Usłyszałam dzwonek. Wstałam i poszłam w stronę przedpokoju zostawiając kubeczek od jogurtu i łyżkę na stoliku. Otworzyłam drzwi a za nimi stał León. Ubrany był w czarne rurki z obniżonym stanem, luźną koszulkę z jakimiś napisami i bejsbolówkę. W ręku trzymał kosz piknikowy.
-Cześć kochanie.- powiedziałam i podeszłam do niego bliżej aby złożyć delikatny pocałunek na jego ustach.
-Gotowa?-zadał pytanie.
-Oczywiście- odparłam po czym chwyciłam torebkę wiszącą na wieszaku do której wcześniej wrzuciłam telefon, mój ulubiony błyszczyk i chusteczki higieniczne. Wzięłam jeszcze tylko klucze. Gdy wyszliśmy z domu zamknęłam drzwi a klucze wrzuciłam do torby.
León złapał mnie za rękę.
-León gdzie idziemy?
-Zobaczysz.
-Powiedz mi.
-Niespodzianka.-odpowiedział. Całą drogę się do noego nie odzywałam.
-Nie gniewaj się na mnie już.- powiedział przytulając mnie do siebie-zobacz jak tu jest pięknie.-Rozejrzałam się, Naprawdę było pięknie. Rzeka przepływająca nieopodal, niewielka łąka, drzewa i jedna samotna ławeczka a temu wszystkiemu uroku dodawały świecące gwiazdy.
-Tu naprawdę jest pięknie. Skąd znasz to miejsce?-zapytałam cały czas podziwiając urok tego miejsca.
-Przychodzę tu kiedy mam doła. Chciałem tym miejscem podzielić się też z Tobą a teraz mi pomóż.-zabraliśmy się za rozkładanie koca. León postawił kosz z boku a sami położyliśmy się. Wtuliłam się w umięśniony tors mojego najlepszego na świecie chłopaka. Leżeliśmy i oglądaliśmy gwiazdy.
-Violu widz. że Cię kocham najbardziej na świecie.-usłyszałam po chwili milczenia.
-Ja też Cię kocham León nawet nie wiesz jak bardzo.
*~*~*~*~*~*~*

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 15 "Ale ja nie mogę..."

~Violetta~
-Zaraz się ogarniemy i pomożemy Ci zrobić jeszcze raz te naleśniki.- mówił León powstrzymując śmiech ale trochę mu to nie wyszło i po chwili z nowu turlał się po łóżku.
-Za dziesięć minut widzę was w kuchni.
-Dobrze tatusiu- odparliśmy wszyscy razem. Chłopaki wyszli z pokoju.
-Violu musiałaś wczoraj być bardzo zmęczona, bo zasnęłaś tuż pod koniec meczu. Skończył się po osiemnastej zaczął się godzinę później.
-Przepraszam. Co robiliście?
-Jak zobaczyłem, że śpisz to przyniosłem cię tutaj a potem wróciłem do reszty i oglądaliśmy horror "Obecność". Zajęło to nam prawie dwie godziny potem poszedłem do siebie do domu po jakieś czyste ubrania na dziś. Gdy wróciłem poszedłem się wykompać i przyszedłem do Ciebie.
-Jestem ciekawa która się do ciebie przytulała.
-To była moja najlepsza przyjaciółka.- powiedział spokojnie a ja popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.- O imieniu Federico.-dokończył a ja rzuciłam w niego poduszką.
-Śniło mi się coś dziwnego.
-Co?
-Więc tak-tutaj opowiedziałam mu swój sen.
-To wyjaśnia dlaczego przez sen powiedziałaś "León kocham Cię"
-Bo Cie kocham.
-Ja ciebie też Vilu.
-Leóś trzeba iść pomóc Diego, bo inaczej dziś śniadania nie będzie.
-Już kochanie.- wstałam z łóżka. Zamierzałam dziś włożyć na siebie włożyć granatowe szorty i białą koszulkę z czarnym napisem Bad Girl. Wzięłam jeszcze do tego białe trampki i poszłam do łazienki. Dopiero teraz zauważyłam, że León mnie rozebrał. Zdjęłam to co miałam na sobie czyli koszulkę i bieliznę po czym weszłam do kabiny prysznicowej. Ciało umyłam truskawkowym żelem pod prysznic a włosy czekoladowym szamponem. Kiedy skończyłam wyszłam na zimne płytki. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie zabrałam z pokoju ręcznika. Ciekawe czy León jeszcze tam jest.
-León!- krzyknęłam
-Tak kochanie?!- po chwili usłyszałam.
-Przeniesiesz mi ręcznik?!
Po chwili wszedł do łazienki bez pukania. I zobaczył mnie nagą. Od razu na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Położył ręcznik na pralce.
-Przepraszam- powiedział ale widziałam, że po jego twarzy błąka się uśmiech. Wyszedł za drzwi. Wytarłam się i ubrałam w przygotowane wcześniej ubrania. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z łazienki. León leżał na łóżku. Zamknęłam drzwi od zaparowanego pomieszczenia. Kiedy usłyszał, że jestem w pokoju automatycznie podniósł się z łóżka.
-Przepraszam.- powiedział trochę speszony. Podniósł się i po chwili mnie trzymał w swoich ramionach.
-Nic się nie stało.- odpowiedziałam po czym się w niego wtuliłam. Podniosłam głowę i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach ale on znacznie go pogłębił.
-Kocham Cię wiesz?- powiedziałam po oderwaniu się.
-Wiem ja Ciebie też kochanie.
-Idę się ogarnąć. Czekaj na mnie tutaj.
-Dobrze.- powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek po czym zabrałam się za sprzątanie pokoju a mój chłopak poszedł do łazienki. Zabrałam się za ścielenie łóżka. Kiedy skończyłam ułożyłam swoje i Leóna ubrania w szafie. Układałam na biurku kiedy poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Te cudne perfumy... To tylko i wyłącznie mój León. Odwróciłam się do niego. Miał na sobie szare rurki, czerwoną koszulkę z mnóstwem napisów, trampki i czarno czerwony full cap.
-Idziemy na dół.- powiedziałam po czym pociągnęłam go za rękę do drzwi. Zeszliśmy do kuchni. Diego piekł naleśniki a Fran siedziała na wyspie kuchennej.
-Cześć gdzie reszta?- zapytałam.
-Siedzą przed telewizorem i oglądają jakiś chory teleturniej.
-Idę do nich.- powiedział León, dał mi całusa w policzek i poszedł do salonu.
-Mogę w czymś pomóc?-zadałam kolejne pytanie.
-Poroskładaj szklanki, talerze i sztućce na stole.
-Okey.-Zabrałam się do pracy. Rozłożyłam wszystko po czym Diego przyniósł naleśniki a Fran Nutellę i herbatę w ogromnym dzbanku. Siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się pysznymi naleśnikami kiedy usłyszałam piosenkę See you again co oznacza, że ktoś do mnie dzwoni. Wzięłam telefon do ręki.
-Mamcia- przeczytałam w myślach.
-Przepraszam- powiedziałam do przyjaciół i odeszłam od stołu.
-Słucham.- odebrałam.
-Cześć Violu. Ja i tata musimy z Tobą porozmawiać. Wpadniemy dziś do Ciebie.
-Okey. O której będziecie?
-Gdzieś za godzinkę.
-Dobrze. Czekam. Też chce wam kogoś przedstawić. Już nie mogę się doczekać naszego spotkania.
-To widzimy się za niedługo. Paa- powiedziała mama i się rozłączyła a ja wróciłam do posiłku. Po zjedzeniu wszystkie naczynia włożyliśmy do zmywarki i poszliśmy do salonu. León usiadł na fotelu i pociągnął mnie za rękę tak, że wylądowałam na jego kolanach.
-To co robimy?- zapytał Fede.
-Moi rodzice będą tu za niedługo więc może pooglądamy coś a potem posiedzimy z nimi.
-Z chęcią Violu ale mama napisała mi sms'a abym przyszła do domu, bo musimy jechać do ciotki i na dobrą sprawę to już powinnam wychodzić.- powiedziała Fran podnosząc się z kanapy.
-Odprowadzę Cię kochanie- skierował się do niej Diego.
-To my już idziemy. Idzie ktoś jeszcze?- zapytała włoszka.
-My też już się zmywamy- odezwał się Fede.
-Tak. bo jeszcze muszę iść po zakupy- dołączyła się Ludmila.
-Idziemy na górę po rzeczy.
-Okey. A tak w ogóle to Justin jeszcze śpi?
-Tak. Urodził się zmęczony to teraz musi odpoczywać Fede na co my się zaśmialiśmy. Poszli na górę.
-Chce Cię przedstawić rodzicom. Chyba, że ty też musisz wyjść.
-Ja zostaje. Zamierzam dziś spędzić z tobą cały dzień.- uśmiechnął się ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Pocałowałam go ale oczywiście nasi kochani przyjaciele musieli nam przeszkodzić.
-Yyy to my idziemy. Widzimy się jutro w szkole. - usłyszeliśmy głos Diego.
-Okey cześć.
-Cześć- odezwali się chórem. Po chwili znaleźli się za drzwiami.
-Mam do Ciebie propozycje.- mówi León.- zaśpiewajmy coś.
-León ja nie umiem śpiewać.
- Zawsze można spróbować.
- No dobrze. To co zaśpiewamy?-zadałam pytanie.
-Kojarzysz może piosenkę Somebody To You The Vamps i Demi Lovato.
-No tak. Znam to na pamięć.
-Dasz radę bez melodii?-zapytał.
-Tak.
-To ja zaśpiewam tekst chłopaków a ty Demi refreny razem.
-Okey.
León zaczął śpiewać. Jego głos... Po chwili ja dołączyłam. To było takie inne, takie magiczne. Nasze głosy doskonale się ze sobą komponowały. Nawet nie wiedziałam, że ja potrafię tak śpiewać. (od aut. tekstu piosenki niestety nie dodam). Po chwili zakończyliśmy. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało na co mnie przytulił.
-Ty też to czułaś?- zadał pytanie nadal mnie tuląc.
-Ta magia. To było przepiękne. Nigdy mi nie mówiłeś, że umiesz śpiewać.- mówiłam odsuwając się od niego tak aby patrzeć mu w oczy.
-To było bardziej niż piękne. Chodziłem jakiś czas do szkoły muzycznej i chciałem kontynuować naukę ale nie miałem z kim jednak teraz wydaje mi się, że jednak mam. Kochanie ty masz przepiękny głos. Powinnaś zająć się tym na poważnie...- jednak nie dane mu było dokończyć, bo po pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
-Dokończymy tę rozmowę później.- powiedziałam idąc w kierunku drzwi. Za nimi znajdowali się moi rodzice.
-Cześć- ucałowałam ich policzki.-Chodźcie do środka.- Skierowali się do salonu gdzie w fotelu siedział León.
-Mamo, tato to jest mój chłopak León. León to moi rodzice Angie i German- przedstawiłam ich sobie.-
Coś do picia?- zaproponowałam wszystkim.
-Nie córciu my tylko na chwilkę. Chcemy Ci tylko powiedzieć, że za tydzień jedziesz z nami na wieś.
-Coo?-powiedziałam z zaszklonymi oczami.
-No tak Vilu. Skończysz osiemnaście lat i dopiero będziesz mogła znowu tu wrócić.
-Ale ja nie mogę. Tu jest moje życie. To tu mam przyjaciółka i co najważniejsze chłopaka...

Rozdział 14 "Już dobrze kochanie..."

~Violetta~
-Violu, kochanie obudź się- głos Leóna docierał do mnie odbijając się echem w mojej głowie.
-Violuś.- Dopiero teraz się ocknęłam.
-León ty mnie kochasz? Justin nic między nami nie zepsuł? Ja nie próbowałam się zabić?- zadawałam mnóstwo pytań nie mogąc uspokoić oddechu.
-Skarbie kocham Cię najbardziej na świecie. Justin nic nie zepsuł a tak na marginesie to spoko gość. Ty nigdy byś czegoś takiego nie zrobiła i ja w to wierzę.-odpowiedział na moje pytania tuląc mnie do siebie. Powoli uspokajałam swój oddech.
-Już dobrze kochanie. - szepnął na co mimowolnie lekko się uśmiechnęłam.
-Która jest godzina?-zadałam pytanie.
-Piętnaście po ósmej,
-Położysz się jeszcze ze mną?
-Oczywiście.- odpowiedział krótko. Położyliśmy się a ja wtuliłam się z jego gołą klatę? Wcześniej nie zauważyłam, że jest tylko w samych dresach i bez koszulki. On jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnął.
-Violu jesteśmy razem tak krótko a ja czuję, że to właśnie ty jesteś tą jedyną i pragnę być z tobą do końca życia. Chciałbym, żebyś wiedziała, że jesteś moim życiem i bez ciebie nie było by mnie. Tak długo Cię szukałem i w końcu znalazłem. Bardzo Cię kocham i nie zapominaj o tym.
-León czy mam to przyjąć jako oświadczyny?
-Nie Violu. Na oświadczyny jeszcze przyjdzie czas. r-Kocham Cię- powiedziałam po czym uniosłam lekko głowę by złożyć na jego ustach lekki pocałunek. Leżeliśmy tak do póki do pokoju nie wpadł Justin, a zaraz za nim Diego... z patelnią w ręku.
-Ratujcie! On chce mnie zabić!- krzyczał Bieber (Justin).
-Za co?- pytałam przez śmiech.
-Bo on zjadł wszystkie naleśniki, które własnoręcznie upiekłem.
-Ale to ich wina. To one mówiły "Zjedz nas. Prosimy. Będziemy Ci smakować. Justin zjedz nas!"- Teraz to już wszyscy wybuchneliśmy śmiechem. Ten to ma pomysły...

Rozdział 13 "Potem film mi się urwał..."

~Violetta~
-Porozmawiaj z nim.- odparła moja przyjaciółka.
-Tak też zrobię. Mogę Cie na chwilę zostawić?
-Jasne.- odpowiedziała włoszka. Wyszłam z kuchni po czym skierowałam się w stronę wyjścia na taras. Po chwili znalazłam się w wyznaczonym miejscu. Justin robił coś przy grillu a Diego i León gdzieś poszli.
-O Vilu dobrze, że przyszłaś, chciałem Ci coś powiedzieć.- zagadał chłopak.
-Słucham- odparłam.
-No, bo...- przerwał na chwilę- León powiedział, że już Cie nie kocha.- powiedział to tak szybko, że ledwo go zrozumiałam. Ułożyłam sobie to wszystko w głowie i momentalnie do oczu napłynęły mi łzy. Uciekłam do domu, gdzie popłakałam się na dobre. Zamknęłam się w łazience. Nie chciałam aby ktoś widział mnie w takim stanie. Dlaczego to tak boli? Jeszcze rano cały czas powtarzał, że mnie kocha.
-Vilu co się stało?- usłyszałam zza drzwi.
-Nic Francesca- odpowiedziałam starając się aby mój głos nie drżał. Nie chciałam jej teraz tego powiedzieć, bo wiem jak by postąpiła...
-Mam nadzieję.- odpowiedziała krótko i chyba odeszła od drzwi.
León jest dla mnie wszystkim. W tak krótkim czasie stał się moim życiem i tak po prostu powiedział, że mnie nie kocha. Otworzyła jaką szafke z której wyjęłam żyletkę. Dotknęłam zimnym metalem do wewnętrznej strony nadgarstka po czym mało myśląc przejechałam nim po ręce robiąc cienką kreskę, z której automatycznie zaczęła lecieć stróżka krwi. Zrobiłam jeszcze kilka takich kresek jednak dużo głębszych. Syczałam z bólu ale chciałam to zrobić. Musiałam... Zabrałam się do zrobienia jeszcze jednej. Ta była już na samych żyłach. Usłyszałam już tylko dźwięk otwieranych drzwi i głos Fran.
-Violka kurwa...
Potem film mi się urwał.
~Francesca~
Wiedziałam, że coś jest nie tak. Wiedziałam! Vilu coś za długo siedzi w tej łazience. Wzięłam zapasowy klucz do łazienki. Tak mamy taki na wszelki wypadek. Otworzyłam nim drzwi. To co tam zobaczyłam po prostu mnie zszokowało. A mianowicie Vilu w kałuży krwi. Obok niej leżała żyletka.
-Chłopaki!- zaczęłam krzyczeć i płakać jednocześnie. Po chwili w progu łazienki znalazł się Diego a zaraz za nim León i Justin. León podbiegł do Violetty.
-Dzwoń po pogotowie!- krzyknął. Wzięłam telefon i tak zrobiłam. Chwilę później karetka już była na miejscu.
-Możemy jechać?- zapytał León drżącym głosem.
-Jechać może tylko jedna osoba.
-To ty jedź León, daj nam znać w którym jesteście szpitalu.
-Okey.
XXX
~León~
Jesteśmy już w szpitalu. Violettę zabrali na jakąś salę. Martwię się o nią... Jednak po tym co powiedział mi Justin, nie powinienem tu być, jednak ja kocham Castillo. Jus powiedział mi, że ona już mnie nie kocha. Jest to trochę dziwne, ale mu tak do końca nie uwieżyłem. Gdyby tak było sama by mi powiedziała... On wydaje mi się taki podejrzany. Sam nie wiem dlaczego tak uważam. Martwię się o nia. Jeśli coś jej się stanie ja umrę. Moje życie bez niej nie ma sensu... Usiadłem na krzesełku niedaleko sali do której JĄ zabrano, zakryłem twarz dłońmi i po prostu zacząłem płakać, tak płakać jak dziecko. Dlaczego ona to zrobiła? Czy miała jakiś powód. Po chwili z sali MOJEJ Violi wyszedł lekarz. Podbiegłem do niego.
-Panie doktorze co z nią?- zapytałem.
-Kim pan jest dla pani Castillo?
-Narzeczonym.- musiałem skłamać, bo inaczej by mi nic nie powiedział a Vilu nie ma w mieście żadnej rodziny.
-Więc tak pani Violetta jest osłabiona, straciła bardzo dużo krwi. Jej życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo tylko musi dużo odpoczywać. Zapewne będzie jej potrzebna konsultacja z psychiatrą.
-Dziękuję za informację. Czy można do niej wejść?
-Tak, proszę.
Nic już nie odpowiedziałem tylko wszedłem do sali. Leżała tam moja miłość. Blada, brak w niej jakiegokolwiek życia. Usiadłem na krzesełku obok łóżka i chwyciłem jej chłodną dłoń.
-Vilu kocham Cię- powiedziałem płacząc.
-León proszę wyjdź stąd.- z ledwością to usłyszałem.
-Jeśli tak będzie Ci lepiej...- powiedziałem i zmierzałem ku drzwią. Gdy zamierzałem je otworzyć do sali wpadł Justin.
-Muszę wam coś wytłumaczyć. León zostań. Więc tak: León powiedziałem Ci, że Vilu już cię nie kocha ale to nie prawda. To samo powiedziałem też tobie Violu, bo chciałem was rozdzielić ale nie wiedziałem, że możesz sobie przez to zrobić krzywdę. Kocham Cię Violetta. Przepraszam, że to zrobiłem nie wiedziałem, że to potoczy się w taki sposób. Przepraszam naprawdę tego żałuję.- zakończył i spuścił głowę. To przez niego Violetta teraz tu leży. Przez niego chciała się zabić...
XXX
-Vilu, kochanie obudź.- usłyszałam dobrze mi znany głos Leóna. Podniosłam głowę. Byłam w swoim pokoju, razem z moim chłopakiem. Więc to wszystko to był tylko sen...