~León~
Kiedy wszedłem do kuchni po coś do picia zorientowałem się, że nie ma Violi. Myślałem, że jest właśnie tutaj.
-Kochanie!-zawołałem. Zero odzewu.
-Violuś!-powtórzyłem. Znowu nic. Wyszedłem z kuchni po czy skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Wyszedłem na zewnątrz aby sprawdzić czy może jest przy samochodzie. Ale tam również jej nie było. Przecież powiedziała by mi gdyby gdziekolwiek szła. Poza tym nikt nie wiedział, że to właśnie dziś się przeprowadzamy. Wyjąłęm telefon z kieszeni moich czarnych spodni oparłem się o auto i wybrałem numer Violetty.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Piąty. Właśnie w tej chwili zauważyłem, że telefon Violusi jest w środku samochodu. Otworzyłem drzwi i zabrałem go stamtąd. Wróciłem do domu. Boję się o nią i nasze maleństwo. Przecież gdyby gdzieś szła powiedziałaby mi. Może coś jej się stało? Nie León! Nie możesz tak myśleć. Zaczekam jakieś dwie godziny i jak do tej pory nie wróci to pojadę na policję. Ale nie, dwie godziny to za długo. Wybiegłem znowu na podjazd tym razem zamykając na klucz drzwi za sobą. Otworzyłem samochód i usiadłem na miejsce kierowcy. Ruszyłem z piskiem opon w stronę komisariatu. Coraz bardziej się boję. A jeśli coś jej się stało? Nie wybaczę sobie tego. Ona jest moim życiem...
*~*~*~*~*~*
-Chciałem zgłosić zaginięcie!-wpadłem na komisariat.
-Zapraszam do pokoju numer sześć.-Szybkim krokiem ruszyłem tam. Kiedy znalazłem się w wyznaczonym miejscu powtórzyłem:
-Chciałem zgłosić zaginięcie.
-Witam nazywam się Sergio Milanos. Proszę usiąść.-odezwał się wysoki mężczyzna. Przeszedłem na fotelu.
-Moja narzeczona wyszła z domu i potem już po prostu nie wróciła.- moje ciało przejął okropny ból jak tylko odpowiedziałem te słowa.
-Nie mówiła panu dokąd wychodzi?
-Nie. Jestem pewien, że powiedziałaby mi gdyby się gdzieś wybierała ale nie powiedziała ani słowa.
-Ile narzeczona ma lat?
-Osiemnaście kończy w tym miesiącu.-powiedziałem.
-Jest już prawie pełnoletnia. Poszukiwania możemy rozpocząć dopiero po 24 godzinach od zniknięcia.- Nie no zajebiście. Kurwa na wszystko mają czas.
-Ona jest kurwa w ciąży!-krzyknąłem wstając gwałtownie.
-Proszę trzymać nerwy na wodzy. Ciążą zmienia postać rzeczy. Poszukiwania zaczynamy właśnie w tej chwili.- oznajmił i kazał mi wyjść do poczekalni. Co za policjanci kurwa. Przez ten czas obdzwonię wszystkich naszych znajomych.
~Violetta~
Otworzyłam oczy i nic wciąż jak by były zamknięte. Nie chce krzyczeć nie mam na to siły.Jestem w ogromnym szoku. Nie jestem związana ani nic takiego. Jednak wolę się nie ruszać.
Usłyszałam płacz dziecka...Ono jest w tym samym pomieszczeniu. Dotykam ręką podłogę wokół mnie. Jedan nie znajduję zródła tego płaczu. Może to moja podświadomość płata mi figle. Po chwili słyszę brzdęk kluczy. Spoglądam w stronę drzwi które z otwierają się z trzaskiem. Wchodzi ktoś w kominiarkce.
-Zajmij się tym bachorem głupia suko!-krzyczy. Wiem, że to kobieta. Poznaję po głosie.
Zapala światło które razi mnie w oczy. Nie pomyliłam się. Jest kobietą. Rozglądam się po pokoju. I widzę bezbronnego maluszka leżącego na brudnym łóżku.
-Powiedziałam coś!-krzyczy po czym uderza mnie z całej siły w twarz. Czuje jak pieczę mnie policzek i wiem, że będzie siniak. Maluch nadal płacze. Podnoszę się powoli z podłogi i idę w stronę łóżka. Biorę dziecko do ręki i widzę, że musiało niedawno przyjść na świat. Jest takie słodkie. Tylko ktoś bez uczyć może mu zrobić krzywdę. Przytulam je do siebie i patrzę na kobietę.
-Masz go pilnować!-drze się na cały głos. Wręcz czuje strach tego dziecka.
-Dobrze.-odpowiadam szeptem.-Ono jest głodne.-kończę.
-Co mnie to interesuje. Daj mu coś.-mówi już ciszej.
-Potrzebuje mleka.-znowu mówię. Ona wychodzi i po chwili wraca z tacą z mlekiem i jakimiś butelkami. Wychodzi i znowu zamyka drzwi.
Podchodzę do tacy i wiedzę na niej jeszcze jakaś starą pieluszkę. Chociaż tyle dobrego, że w środku jest czysta. Zakładam ją chłopcu. I znowu zawijam w szmatę w którą był owinięty. Przytulam i podchodzę znowu do tacy. Biorę do ręki butelkę i sprawdzam czy jest chociaż trochę ciepłe. Jest letnie ale musi wystarczyć. Daje mu smoczek butelki do ust i karmię. Chłopiec był bardzo głodny. Ciekawe czy ma jakieś imię?
~León~
Od dwóch godzin nic. Żadnych informacji. Dosłownie nic. Zero. Siedzę w naszym domu z jej i moją rodziną oraz przyjaciółmi i czekam na jakaś informację ale nic. Już chyba każdy płacze. Dlaczego akurat Viola, mój skarb? Jeśli ten ktoś zrobi jej krzywdę drogi za to zapłaci. Siedzę na podłodze przy ścianie i patrzę nieobecnym wzrokiem w pustą przestrzeń a i tak widzę tylko i wyłącznie ją... #%#%#%#%#%#%#
Zostaw komentarz, proszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz