czwartek, 30 lipca 2015
Rozdział 19 "Violetta..."
~Violetta~
~Trzy miesiące póżniej~
Kiedy przyjechałam do domu zajęłam się nauką w tutejszym liceum, a po szkole pomagałam w domu. Jacyś nowi znajomi? Nie. Niedopieszczałam do siebie nikogo. Na przerwach siedziałam sama i na lekcjach także dlatego uchodziłam za kujona. Z dziewczynami kontaktujemy się cały czas. Nasza przyjaźń przetrwa wszystko. A León? Nie wiem co z nim. Próbował dzwonić ale nie chcę słyszeć jego głosu dlatego odrzucałam połączenia. Teraz jest przerwa świąteczna. Pomagam w domu z przygotowywaniem różnych potraw.
Jutro wigilia. Tak szybko zleciał ten czas od mojego przyjazdu tutaj.
-German możesz na chwilę!- usłyszałam głos mamy z salonu. Taty nie było w kuchni, więc i ja zaczęłam go wołać.
-Tato!-krzyknęłam
-Co tam?- po chwili zjawił się w pomieszczeniu
-Mama coś chce. Jest w salonie.
Tata poszedł do kolejnego pomieszczenia. Zobaczyłam jak chłopcy biegają po domu.
-Jacob, Jasper zwolnijcie. Za chwilę będzie płacz. Grzeczni macie być, bo jutro Mikołaj nie przyjdzie!- pogroziłam im palcem na co oni zaczęli się śmiać.
-Dobrze, dobrze Violu. A ty też musisz być grzeczna?-zadał pytanie Jacob. Obaj podeszli do stołu.
-Ja też muszę być grzeczna tak jak wy. A teraz idziecie do swojego pokoju,bo-spojrzałam na zegarek-zaraz będzie wasza ulubiona bajka.
Poszli do swojego pokoju a ja usłyszałam szepty moich rodziców. Nie przejęłam się tym zbytnio. Pewnie chodzi o prezenty. Zajęłam się krojeniem warzyw na sałatkę, że straciłam poczucie czasu.
-Violu idź się wykompać-podeszła do mnie mama.Była już w swoim ulubiony szlafroku. Na dobrą sprawę to bylam już bardzo zmęczona.
-Straciłam poczucie czasu. Już idę. A tak wogóle, która jest godzina?
-Jest 23:16.
-Naprawdę już późno.- zabrałam się za sprzątanie wszystkich rzeczy ze stołu. Mama w tym czasie usiadła na krześle. Czułam na sobie jej wzrok.
-Violu tęsknisz za Buenos Aires, za przyjaciółmi, za szkołą?-po chwili zadała pytanie. Od mojego przyjazdu tutaj nie rozmawiałyśmy na ten temat. I nikt go nawet nie poruszał. Wiedziałam, że to nadejdzie. Muszę wszystko wyjaśnić. Już nie mogę uciekać.
-Jasne, że tak. Zawsze będę tęsknić za Buenos Aires.
-A nie myślałaś nad powrotem?
-Nie mogę tam wrócić,
-Violu...
-Nie mamo. Nie mogę. Nie chcę. Za bardzo to wszystko boli. Tam jest ON.
-Nadal go kochasz.-powiedziała pewnym głosem.
-Nie, nie kocham go. Już mi przeszło.- brnęłam
-Violetta swoich młodszych braci możesz oszukiwać ale nie mnie.
-Mamo proszę.-akurat skończyłam sprzątać-Idę wziąć prysznic. Dobranoc.
-Dobranoc.-usłyszałam za sobą. Poszłam do pokoju po piżamę a potem skierowałam się do łazienki. Po dwudziestu minutach z niej wyszłam. Weszłam do kuchni. Mamy już tam nie było. Wzięłam szklankę wody i poszłam do siebie. Zapaliłam światło. W pokoju panował porządek jak prawie zawsze. Szklankę postawiłam na szafce nocnej i zapaliłam małą lampkę a zgasiłam duże światło. Położyłam się do łóżka po czym wzięłam do ręki telefon. Wysłałam wiadomość.
Do: Maria:*
Będziecie?
Po chwili dostałam odpowiedź.
Od: Maria:*
Jasne, że tak. Mama by nam głowy po urywała gdybyśmy nie przyjechali w taki piękny dzień jakim jest wigilia. Idź spać, jest już tak późno. Kocham. Dobranoc.
Cała Maria. Nawet gdy nie ma jej w pobliżu to i tak się o mnie martwi. I za to ją kocham. Odpisałam krótko:
Do:Maria:*
Kocham. Dobranoc.
Potem odłożyłam telefon na półkę obok i zgasiłam lampkę. Wyjęłam spod poduszki... koszulkę Leóna i się do niej przytuliłam. Nadal ją mam, bo nadal go kocham. Przyznaje się! Chociaż sama przed sobą ale się przyznaje. Przytuliłam ją. Nadal pachniała nim. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
~Następny dzień~
Wstałam o ósmej. Co jest dziwne, bo powinnam wstać co najmniej o dziesiątej, ponieważ poszłam bardzo późno spać. Ubrałam się w miętowe rurki do tego różową asymetryczną koszulkę z krótkim rękawem i paskiem w talii. Ubrałam jeszcze tylko białe sneakersy. Włosy związałam w wysoki, luźny koński ogon. Poszłam do kuchni. Każdy coś robił. Mama coś kroiła, tata naprawiał jakieś coś a bracia bawili się swoimi samochodzikami.
-Dzień dobry!- przywitałam się.
-Witamy- odpowiedział tata.
-Violu, Violu kiedy będziemy ubierać choinkę?- pytał Jacob
-Choinkę ubierzemy jak przyjedzie Maria, David i Victor. A teraz zmykajcie się bawić.- pogłaskałam ich po głowach- Mamo mogę w czymś pomóc?-zapytałam rodzicielkę.
-To trzeba pokroić. Mogła być?
-Jasne.- przejęłam od niej miskę wypełnioną warzywami. Zabrałam się za krojenie. Po piętnastu minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Już chciałam iść w stronę drzwi, gdy mama mnie wyprzedziła,więc ja wróciłam do poprzedniej czynności.
-Violetta...- podniosłam do góry głowę. To...
~*~*~*~*~*~*~
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetny
OdpowiedzUsuńNiech Leonetta będzie razem
Świetny jestem pewna że to Leoś niedawno wpadłam na twojego bloga i postanowiłam zostać stałą czytelniczka pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuń~Shadow