wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 20 "Oni się kochają..."

~Violetta~
Podniosłam do góry głowę. To była cała nasza paczka: Ludmila, Naty, Fran, Justin, Diego, Fede i Maxi.
-No hej!-powiedzieli wspólnie.
Wytarłam szybko ręce w ściereczkę a potem po prostu rzuciłam się na Lu aby ją uściskać.
-Boże tak się za wami stęskniłam...-mówiłam tuląc każdego po kolei.
-Skąd się tu wzięliście?- zapytałam stając przed nimi
-Podziękuj swoim rodzicom. Będziemy tu przez tydzień.- odparła Francesca. Spojrzałam się na rodziców którzy stali przytuleni do siebie i obserwowali nas.
-Dziękuję.- wypowiedziałam te słowa już prawie płacząc ze szczęścia. Oni tylko mnie przytulili. Po chwili podbiegli do mnie bracia aby ich też przytulić... Jak wszyscy to wszyscy.
-To ja was zaprowadzę do waszych sypialni.- odezwała się mama.
-Dobrze! A potem zabierzemy się do pracy. Przecież musimy jakoś podziękować za gościnę!- krzyknął uradowany Diego.
-A my jesteśmy zawsze zwarci i gotowi do pomocy!-zawtórował mu Fede.
Poszli na górę a ja zostałam sam na sam z tatą.
-Tato czyj to pomysł?-zadałam pytanie. -Nasz. Wiedzieliśmy, że z chęcią byś się z nimi zobaczyła. A z resztą bardzo lubimy ich wszystkich i porozmawialiśmy z ich rodzicami dlatego zostaną tutaj przez ten tydzień.
-Dziękuję. Jesteście najlepsi.
-Przecież wiem.- odpowiedział tata przytulając mnie do siebie. Po chwili oderwałam się od niego i poszłam na górę. Na schodach minęłam się z mamą.
-Dziękuję.- odezwałam się.
-Nie ma za co. Przydzieliłam im już pokoje.
-Jeszcze raz dzięki.
Mama tylko kiwnęła głową i poszła a ja ruszyłam w wyznaczone miejsce.
Na korytarzu stała grupka moich przyjaciół i jak tylko mnie zobaczyli odezwał się Diego:
-Właśnie szliśmy do kuchni pomóc w przygotowaniach wkońcu dziś Wigilia.
-Zaraz pójdziemy. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w te Święta będziemy razem.-powiedziałam po czym podeszłam do nich i zrobiliśmy wspólnego miśka.
-No to idziemy?-zapytał Fede.
-Jasne.- zeszliśmy na dół.
-To dzieciaki zabieramy się za robotę. Violetta, Justin, Francesca...
Potem zajęliśmy się przygotowaniami.
~Trzy godziny później~
Pora aby ubrać choinkę. Tata umieścił ją w jadalni a Diego, mama i Justin poszli na strych po ozdoby. Kiedy je już przynieśli zaczęliśmy ozdabiać świąteczne drzewko. W pewnym momencie podeszła do mnie Francesca. To chyba odpowiednia chwila aby zadać jej kilka pytań.
-León nie chciał przyjechać?
-On się zmienił. Załamał się po twoim wyjeździe. Zamknął się w sobie. Była byś w stanie mu wybaczyć?
-Nie wiem Francesca. To zdjęcie...-nie dane mi było dokończyć, bo włoszka mi przerwała.
-To zdjęcie to zwykły fotomontaż. A to-wyjeła z kieszeni swój smartfon-jest prawdziwe. To było zdjęcie moje i León'a jak się żegnaliśmy przed lekcjami. Boże jaka ja jestem głupia. Uciekłam do swojego pokoju gdzie dałam łzą upust. Lały się po moich policzkach i moczyły poduszkę, którą przytulałam.
~Francesca~
Viola już zna prawdę. Oni się kochają, ja muszę coś zrobić. Porozmawiam z resztą i razem może coś wymyślimy. Trzeba im pomóc. Rodzice Violetty opowiadali nam, że na początku było z nią źle. Często płakała, zamykała się w pokoju... Po jakimś czasie zajęła się czymś innym aby tylko nie myśleć. Ona sama nawet nie chce o tym myśleć. Biedna Vils. Mam pomysł jak ich pogodzić.
~Violetta~
Nie mogę tak. Są święta. Przyjechali tu moi przyjaciele. Nie mogę okazywać smutku. Chociaż tak bardzo żałuję tego, że z nim nie wyjaśniłam tego ale... Koniec. Nie będę płakać. Wyszłam z pokoju i po schodach zeszłam do kuchni. Jednak tam była tylko moja mama.
-Violu reszta poszła się przebrać ty też idź. Jest już 15 a o 18 usiądziemy do kolacji. A wy potrzebujecie sporo czasu aby się ogarnąć.
-Okey.- wróciłam na chwilę do pokoju a potem poszłam do łazienki aby wziąć prysznic. Po powrocie do pokoju  otworzyłam szafę. Wyjęłam z niej miętową od talii długą sukienkę miała złoty pasek a góra była biała z koronką. Do tego wybrałam białe szpilki. Włosy rozczesałam i lekko upiełam szeroką spinką. Zrobiłam też lekki make-up. Spojrzałam na zegarek. Te wszystkie czynności zajęły mi tylko dwie godziny.
Zdecydowałam się zejść na dół. Stając na samej górze schodów zobaczyłam, że ktoś dołączył do moich przyjaciół. Ten ktoś siedział i rozmawiał z Federico. To...

1 komentarz: