poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 12 "Mam dla was propozycję"

~Violetta~
Po obejrzeniu meczu włączyłam na mój ulubiony kanał z muzyką czyli Eska TV. Siedzieliśmy w salonie śmialiśmy się i prawie wszyscy chłopaki oprócz Justina popijali swój ulubiony napój czyli piwo. Po chwili zadzwonił telefon Fran. Wzięła go do ręki i odebrała. Rozmawiała chyba z 10 minut.
-Mam dla was propozycję.- powiedziała z uśmiechem na ustach. -Jaką?-zapytaliśmy równocześnie.
-Moi rodzice wyjechali w delegację i mam chatę dla siebie. Zgodzili się abyśmy zrobili u mnie ognisko. Będzie można w piłkę pograć, w basenie się kąpać...
-Zgadzamy się.- odpowiedzieli wszyscy chłopcy na co ja i Fran się zaśmiałyśmy.
-Zadzwonimy jeszcze po Federico i Ludmile.
-Dobry pomysł. Tamta małpa z chęcią pogra z nami w piłkę.- mówił León
-Jaka małpa?- zapytałam zaciekawiona.
-No Federico. A znacie jakąś inną małpę?- odpowiedział mój chłopak.
-No ja znam!- krzyknęłam- Nawet trzy!- dokończyłam na co razem z Fran zaczęłyśmy się śmiać.
-Ej!-wykrzyknęli razem.
-Kto prowadzi?- zadała pytanie Francesca
-Justin chyba tylko ty nic nie piłeś. Więc ty...- odezwał się Diego.
-Nie ma sprawy.-odpowiedział szatyn.- To dawajcie! Zabawa czeka!- dokończył na co zaczęliśmy się śmiać i krzyczeć. Zadzwoniliśmy jeszcze do Fede i Lu powiedzieć im o wszystkim. Powiedzieli, że przed dwudziestą będą u Fran a była 18:18 Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do samochodu Justina. Ja, León i Diego na tylnych siedzeniach a Justin i Fran na przednich co nie było na rękę Diego, bo to chłopak Fran i najwidoczniej był zazdrosny. Chłopaki cały czas się szturchali i śmiali. León wogóle nie zwracał na mnie uwagi. Jest mi smutno... Patrzę cały czas za szybę auta i podziwiałm uroki naszego miasta. Całe szczęście, że Francesca mieszka dwa kilometry za miastem. Będę mogła od tego wszystkiego odpocząć... Kocham Buenos Aires ale jednak chwilami mam dość hałasu panującego tam... Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu a León nadal nie zwrócił na mnie nawet najmniejszej uwagi. Dlaczego on się tak zachowuje? Nic nie zrobiłam takiego, żeby musiał się gniewać... Kiedy weszliśmy na posesję państwa Comello chłopaki od razu poszli za dom do ogrodu a my za nimi. Kiedy dotarliśmy do wyznaczonego miejsca po prostu oniemiałam. Byłam tu na początku wakacji i wszystko się zmieniło. Dwa boiska do siatkówki plażowej i sztuczna trawa do nożnej zajmowały znaczną część ogromnego ogrodu. Zaraz przed domem znajdował się wielki taras na którym można było ujrzeć trzy stoliki, kilkanaście krzeseł i grill zaś w lewym rogu były położone cztery pnie drzew a w środku kółko z kamieni. Rodzice włoszki bardzo dbają o to miejsce dlatego jest takie piękne.
-No to co robimy ognisko czy grilla?- zapytała Francesca.
-Do ogniska trzeba by jeszcze dużo zrobić a tak to rozpalimy grilla. Będzie łatwiej.- tłumaczył Diego.
-To bierzcie się do roboty!- krzyknęła moja przyjaciółka. Diego tylko do niej podszedł i pocałował. León popatrzył na nich a mnie ominął i poszedł na taras zaraz za nim Justin. Po chwili para oderwała się od siebie.- Francesca idziemy przynieść jedzenie a oni niech się zajmą rozpalaniem.- mówiąc to pociągnęłam ją w stronę głównych drzwi do domu. Kiedy się przed nimi znalazłyśmy Francesca wyjęła klucze z torebki i otworzyła drzwi. Jej dom jest bardzo nowoczesny, ponieważ to mama dziewczyny zajęła się wystrojem. Na wprost od drzwi znajduje się salon z którego przechodzi się do ogrodu. Zaraz przy wejściu na lewo są schody i na górze nie mały balkon a na prawo kuchnia z połyskującymi w świetle szafkami. Właśnie tam się skierowałyśmy. Sięgałam do szafki nad zlewem aby wyjąć talerze gdy Fran zagadała:
-Co się stali Vils?
-Nic takiego.- odpowiedziałam krótko sięgając rzeczy.
-Przecież widzę.- Ciągnęła.
-Dobrze.- Poddałam się.- León w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Tak ja wiem, że nie tylko na mnie powinien skupiać całą swoją uwagę. Ale jestem jego dziewczyną i nie powinien traktować mnie jak powietrze... Teraz nawet na mnie nie spojrzy. Jest mi przykro. Kocham go i boli mnie jego zachowanie...
*~*~*~*~*~*~*~*

Rozdział 11 "León!"

~Violetta~
Rano obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Z nocy pamiętam tylko straszne domki, to, że León zna prawdę, grę w butelkę i jeszcze to, że z kimś się całowałam tylko z kim? Gdy chciałam się podnieść do pozycji siedzącej poczułam, że nie jestem sama na tym łóżku. Otworzyłam oczy tym kimś był León. Teraz zaczęło mi świtać. To z Leónem się wczoraj całowałam. Boshe... Spokojnie Violka! Byliście pijani i on nic dzisiaj nie będzie pamiętał. Jego ręką oplatała mnie w talii pod kołdrą. Gdy zamierzałam wstać on jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnął.
-León puść mnie.- mówiąc starałam się wydostać, ale i tak nic nie zadziałałam.
-León proszę.- I nadal nic... Już wiem, wzięłam poduszkę na której spałam i uderzyłam go.
-Nie chciałeś po dobroci to teraz masz!- krzyknęłam. On nadal nic ale... zauważyłam, że po jego twarzy błąka się uśmiech. On już nie śpi!
-Oszust!- Chłopak gwałtownie się podniósł i znalazł się nade mną.
-Przeproś albo pożałujesz.- powiedział.
-Oszust!- powtórzyłam a on zaczął mnie łaskotać.
-P-prze-pra-szam.- Mówiłam między napadami śmiechu a on przestał. Podniosłam się i spojrzałam na niego wzrokiem typu "Dlaczego to zrobiłeś" a on się tylko zaśmiał.
-Czeka nas poważna rozmowa.- odezwał się po chwili. Kurwa liczyłam na to, że nie pamięta nic z nocy.
-Myślałam, że nic nie pamiętasz.- odparłam nieśmiało.
-Jak bym mógł zapomnieć najlepszy pocałunek w moim życiu. Pamiętasz co ci powiedziałem wtedy jak zerwałaś się z lekcji?
-Tak.
-To było szczere, prosto z mojego serca. Zrozum, że ja naprawdę Cię kocham.
-Dlaczego byłeś z Camilą?- zadałam pytanie po chwili zastanowienia.
-Dlaczego udawałaś, że jesteś z Justinem?
-Ja pierwsza zapytałam.- przywrócił oczami.
- Bo chciałem zapomnieć, myślałem, że to minie. Ale źle myślałem. Z każdym dniem coraz bardziej cię kochałem... Kiedy widziałem Cię w szkole miałem ochotę podejść i Cię pocałować. Byłem na siebie zły, żałowałem, że nie powiedziałem Ci tego co czuję wcześniej. Teraz nie byłoby tego wszystkiego. Ale ja musiałem wszystko spierdolić.- mówił a ja patrzyłam mu prosto w oczy. Widziałam w nich smutek, złość, i jakieś uczucie które można było dostrzec tylko wtedy kiedy patrzył na mnie.
-Teraz ty mi odpowiedz.- jego melodyjny głos wybudził mnie z transu. Co powiedzieć? Prawdę czy skłamać? Postanowiłam wyznać całą prawdę.
-To wszystko było tylko dlatego abyś nie wiedział, że cierpię. Tak straszenie mnie zabolało gdy widziałam Cię z tą pustą lalą. Chciałam być na jej miejscu. Chciałam być z tobą, bo ja cię kocham.- wyrzuciłam to z siebie i poczułam dziwną ulgę. Przycisnęłam twarz do poduszki.
-Violetto ja też Cię kocham. Czy moglibyśmy spróbować?- zagadnął po chwili. Co mam mu powiedzieć?
-Zgadzam się.- nie miałam nad tym kontroli słowa same wypłynęły z moich ust. W jego oczach tańczyły teraz szalone płomyki szczęścia. Przesunął się do mnie i pocałował. Przekazał mi tym pocałunkiem całą miłość, którą mnie darzy.
XXX*
Po wykonaniu porannych czynności, zeszliśmy na śniadanie. Fran, Diego i Jus siedzieli przy stole zajadając się naleśnikami.
-Dzień dobry!- obejrzeli się w naszą stronę. Fran widząc, że León mnie obejmuje wypluła całą zawartość swoich ust.
-Francesca!- krzyknął Diego.
-Czy wy, czy wy jesteście razem?
-Jak widać.- wtrącił się León kiedy już miałam otwierać usta. Pocałował mnie w czoło i odszedł do stołu aby zaraz przy nim usiąść a ja zrobiłam to samo.
-Ej nie bolą was głowy?-zapytałam
-Już dawno.- odpowiedział Jus.
-Chodzi mi o kaca.
-Ja i Diego już braliśmy leki i trochę przeszło- powiedziała Fran
-A ty Justin?
-Mi możesz dać.- Wstałam od stołu i otworzyłam szafkę w której było mnóstwo leków. Maria nie zabrała leków Victora. Na myśl, że jeszcze niedawno biegał po domu a teraz go nie ma uśmiech znikał z mojej twarzy. Wzięłam to co chciałam i wróciłam do stołu. Podając przy tym leki chłopakom i sama wzięłam do ust jedną kapsułke po czym popiłam zimną wodą.
-Co się stało kochanie?- zapytał León. -Po prostu za kimś bardzo tęsknię.- odparłam z smutnym uśmiechem.
-A można wiedzieć za kim?- zadał pytanie. Wszyscy się we mnie wpatrywali.
-Za Victorem. Jeszcze niedawno biegał po całym domu a teraz nawet nie wiem kiedy go zobaczę.- żaliłam się.
-Vilu w ferie napewno się do nich wybierzemy. Wszyscy tą paczką którą tu siedzimy i jeszcze Lu i Fede.- powiedziała Fran.- Wychodzicie w to?- zapytała resztę.
-Fran ja z tobą mogę nawet na koniec świata jechać.- mówił Diego.
-Wszystko dla mojej dziewczyny.- León spojrzał się na mnie z ogromnym uśmiechem.
-Jak chłopaki to ja też!- krzyknął Jus.
-Zamknij się Justin. To boli!- krzyknęliśmy wspólnie.
Posprzątaliśmy po śniadaniu.
-My musimy już iść.- powiedziała Fran trzymając Diego za rękę- ale później jeszcze wpadniemy.
-Ej co sądzicie o tym a byśmy ten weekend spędzili w takim gronie już do końca? Zaprosili byśmy jeszcze Lu i Fede?- wpadłam na ten pomysł.
-Jak dla nas spoko- powiedziała moja przyjaciółka na co jej chłopak pokiwał głową.
-A ty skarbie?-zapytałam.
-Zgadzam się.- Odparł odrazu.
-Justin a ty?
-Okey.
-To widzimy się na obiedzie. - powiedziałam po czym para wyszła z domu a zaraz za nimi Justin. Siedzieliśmy z Leónem na kanapie i oglądaliśmy jakiś beznadziejny film. León nawet nie zamierzał mnie przytulić. Po chwili zdecydowałam się iść do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i włączyłam TV. Nic ciekawego. Same programy +18! Jakie zjeby mają nad tym kontrolę. Jest sobota 13:14 i dzieci najczęściej oglądają telewizję a tu takie coś. W końcu włączyłam na mój ulubiony kanał z muzyką. Przymknęłam powieki i poczułam, że odpływam. Ale coś mi w tym przeszkodziło a mianowicie usta Leóna na moich.
-Myślałaś, że tu nie przyjdę?- zamruczał mi do ucha.- Jak mamy spać to razem.- dokończył na co ja się zaśmiałam a on powrócił do poprzedniej czynności czyli całowania mnie. Na początku nie oddawałam pocałunków ale on nie przestawał.
-Wiem...że..,mi...się...nie...oprzesz.- mówił pomiędzy pocałunkami i miał rację. Po chwili jeszcze bardziej go do siebie przyciągnęłam i pogłębiałam pocałunki. Kiedy skończyliśmy przerwał przyjemną ciszę między nami mówiąc:
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie bardziej.
Wtuliłam się w niego. Po chwili dostał sms'a. Wyjął telefon i odczytał.
-Za godzinę będziemy (ja, Lu,Fran, Diego) obiad ma stać na stole :D. Fede to napisał. Wyślę sms'a jeszcze do Justina o której będzie.
-Okey.
Wysłał wiadomość. Po chwili dostał odpowiedź.
-Justin będzie za godzinę a my możemy wrócić do poprzedniej czynności.- powiedział z tym swoim łobuzerskim uśmiechem. Już się nade mną pochylał ale lekko cmoknęłam go w usta.
-Musimy wstać. Zrobimy pizzę.- zrobił minkę zbitego psiaka.
-Kochanie, później dokończymy.- powiedziałam po czym złapałam go za rękę i poszliśmy do kuchni. Wyjęłam przepis z szafki i dyktowałam co trzeba wyjąć. Kiedy już to zrobiliśmy zabraliśmy się za przygotowanie ciasta. Kiedy już wkładaliśmy blachę do piekarnia cała torebka mąki wylądowała na mojej głowie.
-León!-wrzasnęłam
-Słucham Cię kochanie?- Złapałam to co miałam pod ręką czyli jajka i rozbiłam mu je na głowie.
-Teraz jesteśmy kwita.- powiedziałam powstrzymując się od śmiechu a León udał obrażonego. Po chwili oboje wybuchneliśmy śmiechem.
-Teraz trzeba iść się wykompać.- powiedziałam.
-Idziemy razem pod prysznic?- zapytał cwaniacko.
-Ty skorzystasz z łazienki na dole a ja na górze. Tak będzie najlepiej. Idź do łazienki a ja pójdę na górę i wezmę ci jakieś ubrania od Justina.
-Spoko.
Tak jak mówiłam tak też zrobiłam. Wyjęłam jakieś dresy i koszulkę po czym zaniosłam Leónowi. Kiedy weszłam zamierzał już zdejmować spodnie i był bez koszulki. Boshe stałam jak idiotka i śliniłam się patrząc na jego klatę.
-Zrób zdjęcie starczy na dłużej.- powiedział uśmiechając się. Ocknęłam się podałam mu ubrania i wyszłam aby też wziąć prysznic. Poszłam po schodach do siebie. Wyjęłam z szafy miętowe spodnie z wysokim stanem do tego różową koszulę i tego samego koloru trampki.
XXX
Gdy weszłam do kuchni León wyjmował nasze dzieło z piekarnika. W jadalni rozłożyliśmy talerze, sztućce i szklanki. Nasze dzieło położyliśmy na środku. Wróciłam do kuchni i usiadłam na wyspie kuchennej. León ustał przede mną i zaczął całować.
-Heeej.- usłyszeliśmy głos Federico, który widząc to trochę się speszył.
-Siemka.- powiedział León po czym odsunął się od blatu aby przybić z chłopakiem piątkę a ja zeskoczyłam z swojego miejsca.
-Zobacz co mam!-krzyknął chłopak.
-Po co aż tyle?-mój chłopak wskazał na piwa.
-Bo dziś jest Liga Mistrzów! Lech Poznań kontra Manchester City. Lech wygra!- krzyczał uradowany Fede.
-No baa.
Skierowaliśmy się do jadalni. Gdzie przy stole już siedziały Lu, Fran, Diego i Jutin.
-Fede siadaj.-powiedział do niego Jus. Czyli już się znają. Całe szczęście.  Zjedliśmy przepyszną pizzę i posprzątaliśmy. Swoją drogą było było przy tym mnóstwo zabawy. Chlapaliśmy się pianą.
-O której grają?- zapytałam
-Za 5 minut.-  odpowiedział Fede.-Dziewczyny czyli mamy dwie godziny dla siebie. - skierowałam to do moich przyjaciółek.
-Ja mam ochotę obejrzeć ten mecz.- powiedziała Fran
-Ja też.- dodała Lu.
-No to ja też.
Usadowiliśmy się na kanapie. Chłopcy jeszcze przed tym wzięli sobie po puszce piwa. Każda z dziewczyn usiadła obok swojego księcia. Ja też obok mojego Leósia i mocno się w niego wtuliłam.
-Kocham Cię skarbie- szepnął mi na ucho zaraz przed rozpoczęciem meczu.
*~*~*~*~*~*~*

Rozdział 10 "Vilu chodź na łóżko"

~Violetta~
Gdy usłyszałam te słowa otworzyłam buzię szeroko.
-Skąd ty o tym wiesz?-zagadnęłam.
-Słyszałem.-Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Wszyscy odwróciliśmy się w tamtą stronę. W środku znalazł się Justin i... Camila?
-Kochanie chodźmy do twojego pokoju.- powiedziała ruda. Widocznie para nas nie zauważyła.
-Siemka- odezwał się Diego. Jus w tym czasie się odwrócił. Widziałam, że León przygląda się parze.
-Ooo cześć wszystkim- powiedział piskliwym głosikiem nasz plastik- León chciałam Ci powiedzieć, że z nami koniec. - dodała a zielonooki spojrzał na nią wzrokiem typu "Co jest grane?"
-Camila czy ty będąc z nim byłaś ze mną?-zapytał León.
-No tak. Chyba nie macie nic przeciwko?
-Cooo??- powiedzieli w tym samym czasie "poszkodowani".
-No przecież mnie starczy dla was obu.- odpowiedziała z uśmieszkiem a León w tym czasie wstał z podłogi.
-Wiesz co Camila i tak Cię nie kochałem! W tym domu znajduje się tylko jedna osoba, którą naprawdę kocham. Z nami koniec! Teraz już możesz być z kim Ci się tylko podoba. Jak dla mnie to ty nawet dziwką możesz być!- krzyknął León, po czym upił kolejny łyk piwa z butelki i usiadł na swoje miejsce na podłodze.
-Wyjdź stąd.- powiedział Justin, który przypatrywał się całej sytuacji. -Ależ chłopcy...- nie dane jej było dokończyć.
-Wyjdziesz stąd sama czy mam Ci pomóc?- wykrzyknął. Dziewczyna odrzuciła włosy do tyłu i wyszła.
-Z nami koniec Justin!- usłyszeliśmy zza drzwi.
-Myślałem, że nigdy tego nieogarniesz.- powiedział na spokojnie mój przyjaciel. Chłopak zatrzasnął drzwi.
-Vilu możemy na słówko?
-Tak jasne.- odpowiedziałam szybko. Poszliśmy do kuchni.
- Przepraszam, zniszczy...-
-Justin spokojnie. On o wszystkim wie. Musiał usłyszeć jak tłumaczyłam którejś z dziewczyn.
-Czyli już nie musimy udawać?
-Nie. Ej czy ty i Camila to tak na serio?
-Chyba Cię coś boli. Ona jest taka tempa... - po tych słowach zaczęliśmy się śmiać.
-Idziemy?
-Idziemy.
Poszliśmy do salonu.
-To Justin a to Francesca, Diego i León.- przedstawiłam go reszcie.
-Czy mogę się do was dołączyć?
-Jasne siadaj.- Fran zrobiła mu miejsce obok siebie na co Diego rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
-Masz.- León podał mu piwo, które przed chwilą otworzył.
-Kto teraz kręci?
~*~*~*~*~*~
W butelkę graliśmy jeszcze chyba z dwie godziny. Było dużo śmiechu i chłopcy się zaprzyjaźnili. Justin chyba dobrze czuję się w ich towarzystwie. A tak pozatym to już jesteśmy "trochę" bardzo podpici.
-Ja spadam do siebie.- powiedział Justin wstając i się lekko chwiejąc.
-Vilu idziemy wszyscy do twojego pokoju.- wypowiedział się Diego.
-Okey.
Poszliśmy na górę i usiedliśmy na moim łóżku.
-To co robimy?- zapytałam po chwili.
-Zgaś światło.- usłyszałam Fran.
Tak też zrobiłam. Chciałam iść na łóżko i aby trafić trzymałam się ściany ale przez przypadek wylądowałam na czyichś kolanach a ręce tego ktosia mnie oplotły. Na początku myślałam, że to Justin ale zapach tych perfum... To tylko Verdas. Przytulił mnie jeszcze bardziej a ja odwzajemniłam uścisk. Sama nie wiem co ja robię. Zresztą on pewnie też. Czułam jego ciepły oddech na szyi a po chwili szept, który słyszałam tylko ja:
-Nawet nie wiesz jak ja cię kocham i jak bym chciał pokazać Ci to całując twoje malinowe usteczka.
-To, to zrób.- wypaliłam. On bez zastanowienia mnie pocałował. Bardzo namiętnie a zarazem delikatnie... Było wspaniale. Ale taka chwila nigdy nie trwa wiecznie, w końcu zabrakło nam powietrza i musieliśmy się od siebie odsunąć. Potem znowu akcja się powtórzyła.
-Idziemy do gościnnego- usłyszałam Fran a potem dźwięk zamykanych drzwi. Oderwaliśmy się od siebie.
-Vilu chodź na łóżko.
-León ja nie chce tego robić.- powiedziałam przestraszona
-Spokojnie. Chodzi mi tylko aby się przytulić do ciebie i iść spać jest już dobrze po czwartej.- zaśmiał się.
Położyłam się na łóżko i delikatnie wtuliłam w niego ale on jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnął i pocałował. Oddawałam pocałunki niczego nieświadoma...
XXXXXXXXXX

Rozdział 9 "Dobrze Ci idzie"

~Violetta~
-Jak to nie można otworzyć drzwi?
-Czy wy jesteście takie tempe czy tylko udajecie? Tu nie ma klamek.
-O ja pierdole Fran co my zrobiłyśmy.
-Violka ja się boję.
-Odsuńcie się.- usłyszałyśmy głos Diego odbiegający zza drzwi.
Próbowali je otworzyć ale bez skutku.
-Nie ma wyjścia, trzeba wybić okno. - Słyszałyśmy jak rozmawiają między sobą.
-Verdas ściągaj koszulkę.- odezwał się Maxi.
-Dlaczego ja?
-Bo tak.
~León~
Posłusznie zdjąłem koszulkę.
-Daj.
-Moja koszulka ja wybijam szybę.
Owinąłem sobie część garderoby na ręku i z całej siły uderzyłem w szybę.
Kawałki rozsypały się na wszystkie strony. Kiedy upewniłem się, że w ramie szyby nie było już żadnych ostrych odłamków po prostu wyszedłem, a zaraz za mną chłopaki. ~Violetta~
Chłopaki wydostali się z budynku. León był bez koszulki. Jego klata. Hymmm. Widziałam to dzięki latarni, która stała nieopodal. Verdas przyłapał mnie jak się na niego patrzę i przygryzam dolną wargę. Widząc to ukazał rząd swoich zębów w szerokim uśmiech.Ahhh... Stop Violka!
-Idziemy jeszcze gdzieś?
-Mi już się nie chce.- powiedziałam
-To chodźmy do kogoś.
-Tylko do kogo?
-Do mnie można.
-Spoko to idziemy!- krzyknął Diego.
-Ja muszę już iść do domu.- powiedział Maxi
-Okey to cześć.
-Siemka.- Mówiąc to poszedł w drugim kierunku.
-Diego idziemy do całodobowego?- wyskoczył z pytaniem Verdas.
-Po co?
-Nie wiesz po co się chodzi do całodobowego?
-Okey. Dziewczyny idziecie z nami czy do domu?
Spojrzałyśmy się na siebie.
-Z wami- odpowiedziałyśmy w tym samym momencie.
Poszliśmy do tego sklepu. Chłopaki kupili bardzo dużą ilość alkoholu.
Po czym poszliśmy do mojego domu. Ledwo co przekroczyli próg od razu zaczęły się krzyki.
-Mam pomysł.-nagle powiedział Diego otwierając butelkę piwa- zagramy w butelkę-kontynuował.
-Jak dla mnie spoko.-powiedział przystojny Verdas...
-My też gramy.- Rzekła Francesca nie pytając mnie o zgodę.
Usiedliśmy w kwadracie (gramy we czwórkę, inaczej nie da rady).
-Diego ty pierwszy-odezwała się Włoszka.
Zakręcił i wypadło na Leóna, który właśnie upił dużego łyka z butelki przepełnionej alkoholem.
-Pytanie.
Diego po krótkim namyśle odezwał się.
-Powiedz coś co jest prawdą.
-Violetta mnie okłamuje.-powiedział bardzo mało zainteresowany słowami, które właśnie wypowiedział.
XXXXXXXXX
Jeszcze ani razu nie wypadło na mnie a gramy już 15 minut. Nachyliłam się aby wziąć piwo.
No nareszcie moja kolei.
-Wyzwanie-skierowałam te słowa do Diego
-Zrób Verdasowi malinkę.- spojrzałam na Hiszpana wzrokiem, który mówił: uciekłeś z psychiatryka? Spojrzałam na Leóna. Siedział na podłodze oparty o kanapę z piwem w ręku i łobuzersko się uśmiechał. Zrobić czy nie zrobić? Bez dłuższego zastanowienia przeniosłam się na kolana szatyna i zrobiłam to co mi kazano.
-Dobrze Ci idzie-szepnął mi na ucho a ja poczułam przyjemne dreszcze czując jego ciepły oddech na mojej skórze. Po chwili oderwałam się od niego.
-Dobra robota Violka- powiedział Diego na co Verdas ukazał rządek swoich śnieżnobiałych zębów w szerokim uśmiechu.
Zakręciłam butelką. León.
-Dlaczego mówisz, że cię okłamuję?
-Udajesz, że jesteś z tym całym Justinem.
XXXXXXXX

Rozdział 8 "Idioci, debile..."

~Violetta~
Wyrwałam mu się i uciekłam do łazienki. Po drodze kątem oka widziałam spojrzenia dziewczyn z jego klasy, które mówiły: zdradzać takie ciacho z jakim jesteś z równie przystojnym Verdasem lub po prostu nie żyjesz. Kiedy dostałam się do toalety rozpłakałam się. Wiem, że nie powinno to się stać. Mogłam mu się wyrwać. Nie dać pocałować! Ten czyn tylko umocnił mnie w przekonaniu, że ja naprawdę się w nim zakochałam. Spojrzałam w lusterko. Sine oczy, czerwone policzki. Przemyłam twarz zimną wodą. Trochę lepiej na wszelki wypadek odczekałam jeszcze chwilę i udałam się do sali. Na szczęście klasa Verdas'a zniknęła. Weszłam do wyznaczonego miejsca.
-Vilu chodź mam sprawę.- Krzyknęła Fran. Udałam się do stolika.
-Co?-zapytałam z udawanym entuzjazmem,
-Chłopaki chcą abyśmy poszli dziś na straszne domki.-wypowiedziała te słowa trochę ciszej.
-Czyli kto?
-Diego, Maxi i chyba León,
-Zgadzam się. To dziś tak?
-Tak.
-Fran po szkole przyjdź do mnie. Napisz do nich o której się spotkamy. -Okey.- po chwili Francesca otrzymała wiadomość.
-O 22 w strasznym domku numer 1- czytała na głos. Wiemy gdzie to jest, bo już kiedyś zamierzaliśmy iść i żeby nie gadać na jakiej ulicy jest domek to nadaliśmy numerki.
-Okey. A kto z dziewczyn idzie?- zapytałam.
-Tylko ty i ja bo reszta się cyka.
-Jak dla mnie spoko.
-Vilu jak byłaś w łazience była to nasza wychowawczyni i powiedziała, że z reszty lekcji jesteśmy zwolnieni, bo mają radę.
-Fran po dzwonku idziemy do mnie.
-Oki.
Po dzwonku poszliśmy do mnie. Justin robił coś w kuchni.
-Hej Jus.
- O cześć kochanie.- powiedział spoglądając na Francesce.
-W porządku ona wie. Francesca to jest Justin mój najlepszy przyjaciel za czasów Hiszpanii. Justin to jest Francesca moja najlepsza przyjaciółka.
-Cześć- przywitali się.
-Która jest godzina?-zapytałam
-12:59- odpowiedział Jus.
-Mamy jeszcze mnóstwo czasu.- odezwała się tym razem moja przyjaciółka.
-Na co czasu?- wtrącił się "mój chłopak".
-Idziemy na straszne domki.
-Czyli?
-Chodzimy w nocy do opuszczonych domów.- wyjaśniła Fran.- Chodź z nami.
-Chciałbym ale nie mogę, bo idę do kogoś. Głodne?
-Jasne- odpowiedziałyśmy równocześnie, na co Justin się zaśmiał.
-To zapraszam do jadalni. Zrobiłem spaghetti.
Poszliśmy do wyznaczonego miejsca. Zjedliśmy przepyszne danie. Potem brudne naczynia znalazły się w zmywarce a ja i Fran poszliśmy do mnie a Justin do siebie. Rozmawiałyśmy na każdy temat tylko nie o miłości. Ten akurat omijałam szerokim łukiem. Tak nam minęło resztę popołudnia. O 21:30 wyszłyśmy z domu. Skierowałyśmy się do domku numer 1.
-Boisz się?- zapytałam
-Troszeczkę.
-Ja też.
W ciszy doszliśmy do domku.
-Wchodzimy?
-W końcu kto nie ryzykuje ten traci.- odparłam z uśmiechem na ustach.
Weszłyśmy do środka. Na podłodze było coś śliskiego i mokrego. Ale to nie było nic w rodzaju krwi... Wywnioskowałam to z tego, że w powietrzu unosił się zapach soku wiśniowego. Automatycznie złapałam Francesce za rękę.
-To jest sok wiśniowy.
-Wiem. Tego się akurat najmniej boję. Po chwili chyba z piwnicy było słychać jakąś melodyjkę z pozytywki.
-Fran boję się.
-Ja też Vilu- powiedziała.
Otworzyłyśmy drzwi, aby przejść dalej. Fran jeszcze bardziej przycisnęła je do ściany a zza nich wydobył się głośny wydech powietrza. Odważna Francesca z trzaskiem je zamknęła. Za nimi zobaczyłyśmy Maxiego.
-Maxi- wrzasnęłyśmy.
-Cieszę się, że znacie moje imię.- wypowiedział zadowolony z siebie.
-To wszystko wasza sprawka.
-A jakby inaczej.
-Idziemy dalej.
Ruszyliśmy. Nadal było słychać niby tylko melodię pozytywki. Nigdy bym nie pomyślałam, że będę się bać dźwięku swojej zabawki z dzieciństwa. Kierowała nas ona do piwnicy. Teraz już wszyscy trzymaliśmy się za ręce. Czułam na ciele tzw gęsią skórkę. Potwornie się bałam a jednak chciałam iść dalej. Przekroczyliśmy próg danego pomieszczenia a chwilę po tym z różnych stron wyskoczyli Diego i León.
-Idioci, debile...- zaczęła wyzywać ich moja towarzyszka.
-Nie przeżywajcie. Idziemy do tej starej szkoły?- wypowiedział śmiejąc się Verdas.
-Idziemy.
Na szczęście szybko wydostaliśmy się z tego miejsca i do tej szkoły nie było aż tak daleko. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Szliśmy za rękę. Napewno wiem, że trzymałam za rękę Fran a druga osoba przyprawia mnie o przyjemne dreszcze a kto to jest to już chyba wiem, Verdas. Mimo tego, że wiedziałam, że to właśnie on nie puściłam jego ręki. Za bardzo się bałam a przy nim czułam się bezpieczna. Tak, przyznaje się do tego, że jestem w nim zakochana ale i tak o tym nikt nigdy się nie dowie i tak już zostanie. Szliśmy dalej. Po chwili jednak póściłam jego rękę.
-Idźcie pierwsi- Fran już wiedziała jak zamierzam się odpłacić chłopakom za to, że nas przestraszyli. Jak tylko dostali się za drzwi wejściowe z całych sił zatrzasnęłyśmy je ale pominęłyśmy fakt, że one nie mają klamki.
-Ej, co wy kurwa zrobiłyście? Teraz drzwi nie można otworzyć.
*~*~*~*~*~*~*