~Violetta~
Jus rozgościł się w moim domu. Teraz siedzimy u mnie w pokoju rozmawiamy, śmiejemy się i wygłupiamy. Justin jeszcze nic nie wie o moim szatańskim planie. Może to już czas zapytać go o to? Tak to ta chwila.
-Justin.
-Tak?
-Mam do ciebie pewną sprawę.
-Wal.
-Będziesz udawał mojego chłopaka?
-Ale jak to?
-Jest tak- opowiedziałam mu całą historię- Chcę mu pokazać, że jego wyznanie miłości nic dla mnie znaczyło, że nie rusza mnie to czy z Camilą jest czy też nie...- tu mi przerwał.
-Wchodzę w to!
-Dziękuję.
-No w końcu czego się nie robi dla przyjaciółki.
-Dziękuję, dziękuję.
-Wiem. wiem jestem najlepszy.
-Ja tak nie powiedziałam-udawałam oburzenie.
-Ale tak myślisz.
Resztę dnia spędziliśmy śmiejąc się, wygłupiając i oglądając filmy.
~Następnego dnia~
Wstałam o 7.15. Dziś znowu do szkoły... Zeszłam na dół. Justin już jadł w śniadanie.
-Śadaj zjemy i cię odprowadzę do szkoły a sam pójdę do dyrektora się zapisać.
-Justin wiesz, że dziś zaczynamy plan?
-Tak Vilu. Tylko pokarz mi jak on wygląda.
-Spoko.- Pokazałam mu zdjęcie Leóna na telefonie.
-Okey. Czyli tak...- tutaj omówiliśmy cały nasz plan. Po zjedzeniu śniadania samochodem Justina pojechaliśmy do szkoły. Przed wyjściem z jego czarnego BMW powiedział:
-Gotowa?
-Jak nigdy.
Po wyjściu złapaliśmy się za ręce i skierowaliśmy się w stronę wejścia do szkoły. León i Camila tam stali jakiś metr od wejścia. Specjalnie ustaliśmy niedaleko nich.
-Kochanie muszę iść na lekcje. Za chwilę dzwonek.- Powiedziałam a on w tym czasie położył ręce na mojej talii i jeszcze bardziej przyciągnął do siebie. Kątem oka widziałam minę Verdasa. Bezcenne.
-Ja pójdę do dyrektora i zapiszę się tutaj. Ale najpierw chcę dostać słodkiego buziaka.-
Bez uprzedzenia bardzo namiętnie go pocałowałam. Oddawał każdy pocałunek. A poza tym całkiem nieźle całuje. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-Kocham cię.
-A ja cb.- wypowiedziałam te słowa po czym weszłam do szkoły. Widziałam Leóna. Niech czuje się tak jak ja kiedy zobaczyłam go z Camilą. Przecież się w nim zakochałam! Tak przyznaję się do tego. Pierwsza dziś jest matematyka.
-Hej Lu.- krzyknęłam widząc dziewczynę na korytarzu.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-zapytała prosto z mostu.
-Chodź coś Ci powiem.- skierowałyśmy się do łazienki. Tam powiedziałam jej wszystko.
-Tylko pamiętaj nikomu nie mów.-zakończyłam.
-Tak wiem. Na mnie możesz liczyć.-
Po chwili na korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka. Poszłyśmy na lekcje. Te 45 minut tak się dłużyły... Ale wydostaliśmy się z tej przeklętej klasy matematycznej. Nienawidzę tego przedmiotu tak jak Camili Molfese. Całe szczęście teraz 15 minut przerwy.
-Violetta!- wrzasnęła Francesca
-Tak?- odparłam spokojnie. Włoszka ustała przede mną a koło niej znalazła się Naty.
-Dlaczego nam nie powiedziałaś?-
Zaciągnęłam je do łazienki. Zachowywały się dokładnie tak jak Ludmila.
-Nikomu nic nie powiemy.
-Mam nadzieję.
Idąc pod klasę spotkałam Justina. Trzeba było udawać bo nasze gołąbeczki były niedaleko.
-Hej skarbie- pochylił się aby mnie pocałować w policzek
-Cześć. Przyjął Cię?- jego mina nagle posmutniała
-No jasne! Od poniedziałku zaczynam naukę.
-Bardzo się cieszę.
-O której dziś kończysz?- zapytał
-Za półtorej godziny będę w domu.
-To ja jadę. Zrobię nam co do jedzenia.
-Okey. Cześć.- przytuliliśmy się na pożegnanie i mój udawany chłopak wyszedł ze szkoły.
~*****~
Po trzech godzinach beznadziejnych lekcji nadszedł czas na Religię-lekcja na której na dobrą sprawę robimy co chcemy. Weszliśmy jak zawsze chłopaki po jednej stronie sali a dziewczyny po drugiej i rozmawiamy albo z przeciwną stroną rzucamy się karteczkami.
-Proszę księdza mogę wyjść do łazienki?-zapytałam, czym oderwałam go od laptopa.
-Tak proszę- odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.
Na moje nieszczęście na korytarzu była klasa Leóna. Chciałam przejść tak aby nikt mnie nie zauważył ale niestety to się nie udało. Szłam w stronę łazienki. Po chwili poczułam, że ktoś popycha mnie na ścianę. To był León. Przyparł mnie do niej jeszcze bardziej i zaczął mnie całować. Nie wiem dlaczego ale go nie odepchnęłam tylko oddawałam pocałunki...
~*******~
Hej!
Dzięki za komentarz pod szóstką.
2 komentarze=next
piątek, 22 maja 2015
sobota, 16 maja 2015
Rozdział 6 "Justin"
Violetta~
Całował się z Camilą! León całował się z Camilą! Wiedziała co do niego czuje! Wszystkie wiedziały. A ona mi wyskakuje z takim czymś. Nienawidzę jej.
- Hej Vilu!- krzyknęła Lu
-Cześć. Wiedziałaś o tym?- zapytałam kiwając głową w stronę nadal całującej się pary. Miałam ochotę podejść i dać Camili otwartą ręką w twarz albo od razu zabić. Ona dla mnie nie istnieje.
-Dopiero przed chwilą ich zobaczyłam. Oni w ogóle do siebie nie pasują. Współczuję ci, wiem jak teraz możesz się czuć.- powiedziała z troską w głosie.
-Chodźmy z szkoły. Ile dziś mamy lekcji?
-Dobrze. Cztery. Czemu pytasz?
-Nic.
Weszłyśmy do szkoły, i poszłyśmy do sali w której ma odbyć się lekcja matematyki, której z całego serca nienawidzę.
~Po lekcji matematyki~
Pójdę jeszcze tylko na następną lekcje, potem się zrywam. Nie mam zamiaru oglądać naszej zakochanej parki. Idąc do następnej sali, spotkałam Camile.
-Jak się trzymamy Vilu?-zapytała z tym swoim sztucznym uśmieszkiem
-Zejdź mi lepiej z drogi, bo nie ręcze za siebie.- warknęłam
-Słodka zemsta.
-Nic ci nie zrobiłam.
-Nie? Już nie pamiętasz jak odebrałaś mi Sebę?- zapytała.
Kurwa to on mnie wtedy podrywał a potem gadał jej, że było na odwrót i zawsze wychodziło, że to moja wina. Ona mi nie wierzyła wolała mu. Na szczęście wyjechał.
-Ile razy mam Ci powtarzać, że to on mnie podrywał? Myślałam, że już Ci przeszło.
-I tak nie wierzę. Chcę abyś poczuła się tak jak ja po starcie Seby.
-Mogłaś wymyślić jakiś inny plan zemsty, żebym ucierpiała tylko ja a nie León. On nie jest niczemu winny. - I co z tego.
-Robisz to tylko dlatego, że się w nim zakochałam?
- Czytasz mi w myślach? Camila odchodzi.- powiedziała i odeszła gwiazda naszego liceum.
~Po angielskim~
Wyszłam ze szkoły. Na moje nieszczęście przy bramie stał León, Diego i Fede.
-Cześć Violka- powiedzieli równocześnie
-Zrywasz się?- zapytał chłopak naszej gwiazdeczki
-Akurat ciebie to powinno najmniej interesować.- warknęłam i ruszyłam za "wrota" naszej szkoły.
Po chwili poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam się. To był León.
-Violetta.
-Bardzo się cieszę, że znasz moje imię.- odpowiedziałam mu obojętnie.
-Słyszałem końcówkę rozmowy twojej i Cami.- o nie! No to wpadłam. -No i?
-Kocham cię.
-Oj nie ładnie Verdas. Przecież masz swoją gwiazdeczę.
-Mówie serio.
-Masz dziewczynę Verdas.- powiedziałam i odbiegłam. Czułam, że do oczu napływają mi łzy. Pozwoliłam im swobodnie płynąć po moich policzkach. I tak już byłam prawie w domu. Gdy się tam znalazłam od razu pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Tam już na dobre się popłakałam. W końcu zasnęłam.
~Kilka godzin później~
Obudziłmnie roznosząca się po pokoju nuty piosenki "See you again" co znaczy, że dzwoni Lu. Odebrałam.
-Czego?
-Wow, wow, wow, wow Violka nie tak ostro.
-Słucham panno Ferro- powiedziałam z ironią w głosie.
-Od razu lepiej. Martwimy się o Ciebie.
-Nic mi nie jest. Nara- wypowiedziałam te słowa i się rozłączyłam. Położyłam się ponownie na łóżko. Po jakichś pięciu minutach znowu zadzwonił telefon. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam z myślą, że to znowu dzwoni Ludmila.
-Czego znowu?-warknęłam
-Ej Viola nie tak ostro.-odezwał się głos w słuchawce, który od razu poznałam.
-Justin. Czemu dzwonisz?-zapytałam już z uśmiechem na ustach.
-Jestem w Buenos Aires i chciałem się zapytać czy dopóki sobie czegoś nie znajdę mogę zostać u Ciebie?
-Jasne i tak jestem sama w takim wielkim domu. To kiedy będziesz?
-Za piętnaście minut.
-Spoko, czekam.
Rozłączyłam się i uśmiechnięta wstałam z łóżka. Spojrzałam w lustro. Boshe jak ja wyglądam. Rozmazany makijaż, potargane włosy. Trzeba się ogarnąć. Poszłam do łazienki. Zmyłam stary makijaż i nałożyłam nowy. Uczesałam włosy i przebrałam się w dresy z niskim stanem i białą bokserkę. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam.
-Justin.
-Viola.
Patrzyliśmy na siebie. Muszę powiedzieć, że Jus jest naprawdę przystojny ale nie przystojniejszy od Leóna... Stop Violka.
Kit, że niedawno wyznał Ci miłość. Nie możesz o nim tak myśleć. Teraz musisz mu pokazać, że wcale się tym nie przejmyjesz. Że nie interesuje cię to czy on jest z Camilą czy też nie. Musisz pokazać mu, że jesteś silna! Mam pewien plan, jak Camili i Leónkowo to wszystko pokazać.
~*~*~*~*~*~
Szóstka gotowa. 2 komentarzy pod poprzednim nie doczekałam się, więc publikuję teraz. Proszę o komentarze. Ja nie wiem w ogóle mam dla kogo pisać. Niby wyświetleń jest już mnóstwo ale czy ktoś czyta?
Więc tak:
1 komentarz-next
Całował się z Camilą! León całował się z Camilą! Wiedziała co do niego czuje! Wszystkie wiedziały. A ona mi wyskakuje z takim czymś. Nienawidzę jej.
- Hej Vilu!- krzyknęła Lu
-Cześć. Wiedziałaś o tym?- zapytałam kiwając głową w stronę nadal całującej się pary. Miałam ochotę podejść i dać Camili otwartą ręką w twarz albo od razu zabić. Ona dla mnie nie istnieje.
-Dopiero przed chwilą ich zobaczyłam. Oni w ogóle do siebie nie pasują. Współczuję ci, wiem jak teraz możesz się czuć.- powiedziała z troską w głosie.
-Chodźmy z szkoły. Ile dziś mamy lekcji?
-Dobrze. Cztery. Czemu pytasz?
-Nic.
Weszłyśmy do szkoły, i poszłyśmy do sali w której ma odbyć się lekcja matematyki, której z całego serca nienawidzę.
~Po lekcji matematyki~
Pójdę jeszcze tylko na następną lekcje, potem się zrywam. Nie mam zamiaru oglądać naszej zakochanej parki. Idąc do następnej sali, spotkałam Camile.
-Jak się trzymamy Vilu?-zapytała z tym swoim sztucznym uśmieszkiem
-Zejdź mi lepiej z drogi, bo nie ręcze za siebie.- warknęłam
-Słodka zemsta.
-Nic ci nie zrobiłam.
-Nie? Już nie pamiętasz jak odebrałaś mi Sebę?- zapytała.
Kurwa to on mnie wtedy podrywał a potem gadał jej, że było na odwrót i zawsze wychodziło, że to moja wina. Ona mi nie wierzyła wolała mu. Na szczęście wyjechał.
-Ile razy mam Ci powtarzać, że to on mnie podrywał? Myślałam, że już Ci przeszło.
-I tak nie wierzę. Chcę abyś poczuła się tak jak ja po starcie Seby.
-Mogłaś wymyślić jakiś inny plan zemsty, żebym ucierpiała tylko ja a nie León. On nie jest niczemu winny. - I co z tego.
-Robisz to tylko dlatego, że się w nim zakochałam?
- Czytasz mi w myślach? Camila odchodzi.- powiedziała i odeszła gwiazda naszego liceum.
~Po angielskim~
Wyszłam ze szkoły. Na moje nieszczęście przy bramie stał León, Diego i Fede.
-Cześć Violka- powiedzieli równocześnie
-Zrywasz się?- zapytał chłopak naszej gwiazdeczki
-Akurat ciebie to powinno najmniej interesować.- warknęłam i ruszyłam za "wrota" naszej szkoły.
Po chwili poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam się. To był León.
-Violetta.
-Bardzo się cieszę, że znasz moje imię.- odpowiedziałam mu obojętnie.
-Słyszałem końcówkę rozmowy twojej i Cami.- o nie! No to wpadłam. -No i?
-Kocham cię.
-Oj nie ładnie Verdas. Przecież masz swoją gwiazdeczę.
-Mówie serio.
-Masz dziewczynę Verdas.- powiedziałam i odbiegłam. Czułam, że do oczu napływają mi łzy. Pozwoliłam im swobodnie płynąć po moich policzkach. I tak już byłam prawie w domu. Gdy się tam znalazłam od razu pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Tam już na dobre się popłakałam. W końcu zasnęłam.
~Kilka godzin później~
Obudziłmnie roznosząca się po pokoju nuty piosenki "See you again" co znaczy, że dzwoni Lu. Odebrałam.
-Czego?
-Wow, wow, wow, wow Violka nie tak ostro.
-Słucham panno Ferro- powiedziałam z ironią w głosie.
-Od razu lepiej. Martwimy się o Ciebie.
-Nic mi nie jest. Nara- wypowiedziałam te słowa i się rozłączyłam. Położyłam się ponownie na łóżko. Po jakichś pięciu minutach znowu zadzwonił telefon. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam z myślą, że to znowu dzwoni Ludmila.
-Czego znowu?-warknęłam
-Ej Viola nie tak ostro.-odezwał się głos w słuchawce, który od razu poznałam.
-Justin. Czemu dzwonisz?-zapytałam już z uśmiechem na ustach.
-Jestem w Buenos Aires i chciałem się zapytać czy dopóki sobie czegoś nie znajdę mogę zostać u Ciebie?
-Jasne i tak jestem sama w takim wielkim domu. To kiedy będziesz?
-Za piętnaście minut.
-Spoko, czekam.
Rozłączyłam się i uśmiechnięta wstałam z łóżka. Spojrzałam w lustro. Boshe jak ja wyglądam. Rozmazany makijaż, potargane włosy. Trzeba się ogarnąć. Poszłam do łazienki. Zmyłam stary makijaż i nałożyłam nowy. Uczesałam włosy i przebrałam się w dresy z niskim stanem i białą bokserkę. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam.
-Justin.
-Viola.
Patrzyliśmy na siebie. Muszę powiedzieć, że Jus jest naprawdę przystojny ale nie przystojniejszy od Leóna... Stop Violka.
Kit, że niedawno wyznał Ci miłość. Nie możesz o nim tak myśleć. Teraz musisz mu pokazać, że wcale się tym nie przejmyjesz. Że nie interesuje cię to czy on jest z Camilą czy też nie. Musisz pokazać mu, że jesteś silna! Mam pewien plan, jak Camili i Leónkowo to wszystko pokazać.
~*~*~*~*~*~
Szóstka gotowa. 2 komentarzy pod poprzednim nie doczekałam się, więc publikuję teraz. Proszę o komentarze. Ja nie wiem w ogóle mam dla kogo pisać. Niby wyświetleń jest już mnóstwo ale czy ktoś czyta?
Więc tak:
1 komentarz-next
wtorek, 5 maja 2015
Rozdział 5 "Wyjeżdżamy..."
~Violetta~
- Ludzie powiedzcie Anie (nasza nauczycielka) , że musiałam szybko biec do przedszkola, ponieważ Victorkowi coś się stało. - Powiedziałam i pobiegłam w stronę drzwi. Na jego punkcie mam totalnego fioła. Nawet jak on płacze jest mi przykro. Biegłam w stronę przedszkola, na szczęście żłobek jest niedaleko. Wpadłam jak oparzona. Nie interesowało mnie to czy na kogoś wpadam, czy też nie liczy się tylko mój kochany maluszek.
-Dzień dobry. Gdzie jest Victor Casas?
-Jest u pielęgniarki.- Odpowiedziała z obojętnością nie miła baba. Nienawidzę takich ludzi. Pobiegłam do gabinetu wymienionej kobiety.
-Dzień dobry- wypowiedziałam na szybko, biegnąc w stronę Victora. Miał usztywnioną rączke.
-Co mu jest?- zapytałam wyglądającą na miłą kobietę.
-Ma złamaną rączke. Zaraz wypiszę skierowanie do szpitala a tam zrobią mu prześwietlenie i najprawdopodobniej będzie miał rękę w gipsie. - Każde słowo analizowałam bardzo dokładnie.
-A jak to się stało?- zapytałam po chwili
-Tego nikt nie wie. Po prostu jakoś tak wyszło. Chłopiec był cały czas pod opieką więc nikt nie wie jak i kiedy to się stało.
-Dziękuję. Mogę go zabrać do domu?
-Niech pani chwilę poczeka.
-Dobrze.
Kobieta napisała coś na kartce po czym mi ją podała. Wzięłam malucha na ręce.
-Dziękuję bardzo. Do widzenia.
-Proszę. Do widzenia. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się w miejsce w którym León zostawił wcześniej wózek. Wsadziłam go do pojazdu i wyszłam z budynku. Po chwili byliśmy już w domu. Miałam go cały czas przy sobie. Musimy jechać do szpitala ale ja nie mam prawka. Viola myśl! Żeby rozwiązanie tego problemu stało za drzwiami. Chyba ktoś przyszedł. Poszłam otworzyć drzwi a za nimi stał León.
-Część. Co z młodym?
-Ma złamaną rękę- odpowiedziałam krótko.- Musimy jechać do szpitala.
-Trzeba było odrazu powiedzieć. Gdzie jest fotelik?
-U niego w pokoju.
~Kilka dni później~
Vic ma ręke w gipsie ale już jest okey. Przez ten cały czas był ze mną León. Wspierał mnie i pomagał. Wiem, że czuje do niego coś więcej niż tylko zwykłą przyjaźń. To... miłość. David i Maria już wrócili. Chcą dziś mi znowu coś powiedzieć. Więc idę na dół a potem z Lu, Cami, Naty i Fran idziemy na zakupy, bo dziś jest sobota. Pora zejść na dół.
-Hej. Co chcieliście mi powiedzieć?- zapytałam zmierzając ku kanapie na której siedziała para a maluch bawił się na podłodze.
-To jest tak- zaczął David- my wyjeżdżamy- kontynuował- i zabieramy ze sobą Vic'a.- dokończył.
-Na jak długo?- zapytałam zaciekawiona.
-Na rok.- odezwała się tym razem Maria.
-Jak to na rok? Mam wrócić na wieś? Zmieniać liceum? Zostawić przyjaciół? Nie wiedzieć malucha?- zadawałam mnóstwo pytań na raz. Miałam wymalowany smutek na twarzy.
-Musimy jechać do moich rodziców do Hiszpanii. Nie wracasz na wieś, nie zmieniasz szkoły. Będziemy cały czas przysyłać Ci zdjęcia Victora.- mówił mój szwagier.
-To gdzie będę mieszkała?
-Tutaj.
-Jak to?
-Uzgodniliśmy z rodzicami, że zostaniesz tutaj. Jesteś już prawie dorosła i możesz sama zamieszkać. Dom jest bezpieczny w twoich rękach i my to dobrze wiemy. O pieniądze i opłaty nie musisz się martwić. My za wszystko zapłacimy i co miesiąc będziemy przysyłać Ci fundusze na własne wydatki.-zakończyła monolog Maria.
-Kiedy wyjeżdżacie?
-Już dziś...
-Będę za wami bardzo tęsknić.
-My za tobą też. Chcielibyśmy Cię zabrać ale wiemy też, że ty nie chcesz.-mówił ze smutkiem w głosie David.
-David chyba trzeba się zbierać.
-Tak kochanie. Pożegnaj się z nim Violetto.
~3 godziny później~
Wyjechali. Byłam z dziewczynami na zakupach, które nie należą do najfajniejszysz. Lu cały czas była w innym świecie. Cami cały czas wisiała na telefonie. Ja byłam smutna, bo w końcu mam powód. Tylko Fran i Naty zachowywały się tak jak zwykle. Jeszcze León się w ogóle nie odzywał a do tego wygadałam się dziewczynom, że zakochałam się w nim...
~Następnego dnia~
Zostałam sama w takim dużym domu. Pora wstać, dziś szkoła. Idę sama, ponieważ umówiliśmy się dopiero na miejscu. Dom jest taki pusty. Wstałam, zrobiłam wszystkie poranne czynności, ubrałam się w czarne spodnie, luźną, białą koszule do tego sneakersy tego samego koloru. Zeszłam na dół i zjadłam jogurt na śniadanie, po czym wyszłam z domu. Po chwili znalazłam się pod szkołą. To co tam zobaczyłam połamało moje serce na tysiąc kawałeczków...
- Ludzie powiedzcie Anie (nasza nauczycielka) , że musiałam szybko biec do przedszkola, ponieważ Victorkowi coś się stało. - Powiedziałam i pobiegłam w stronę drzwi. Na jego punkcie mam totalnego fioła. Nawet jak on płacze jest mi przykro. Biegłam w stronę przedszkola, na szczęście żłobek jest niedaleko. Wpadłam jak oparzona. Nie interesowało mnie to czy na kogoś wpadam, czy też nie liczy się tylko mój kochany maluszek.
-Dzień dobry. Gdzie jest Victor Casas?
-Jest u pielęgniarki.- Odpowiedziała z obojętnością nie miła baba. Nienawidzę takich ludzi. Pobiegłam do gabinetu wymienionej kobiety.
-Dzień dobry- wypowiedziałam na szybko, biegnąc w stronę Victora. Miał usztywnioną rączke.
-Co mu jest?- zapytałam wyglądającą na miłą kobietę.
-Ma złamaną rączke. Zaraz wypiszę skierowanie do szpitala a tam zrobią mu prześwietlenie i najprawdopodobniej będzie miał rękę w gipsie. - Każde słowo analizowałam bardzo dokładnie.
-A jak to się stało?- zapytałam po chwili
-Tego nikt nie wie. Po prostu jakoś tak wyszło. Chłopiec był cały czas pod opieką więc nikt nie wie jak i kiedy to się stało.
-Dziękuję. Mogę go zabrać do domu?
-Niech pani chwilę poczeka.
-Dobrze.
Kobieta napisała coś na kartce po czym mi ją podała. Wzięłam malucha na ręce.
-Dziękuję bardzo. Do widzenia.
-Proszę. Do widzenia. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się w miejsce w którym León zostawił wcześniej wózek. Wsadziłam go do pojazdu i wyszłam z budynku. Po chwili byliśmy już w domu. Miałam go cały czas przy sobie. Musimy jechać do szpitala ale ja nie mam prawka. Viola myśl! Żeby rozwiązanie tego problemu stało za drzwiami. Chyba ktoś przyszedł. Poszłam otworzyć drzwi a za nimi stał León.
-Część. Co z młodym?
-Ma złamaną rękę- odpowiedziałam krótko.- Musimy jechać do szpitala.
-Trzeba było odrazu powiedzieć. Gdzie jest fotelik?
-U niego w pokoju.
~Kilka dni później~
Vic ma ręke w gipsie ale już jest okey. Przez ten cały czas był ze mną León. Wspierał mnie i pomagał. Wiem, że czuje do niego coś więcej niż tylko zwykłą przyjaźń. To... miłość. David i Maria już wrócili. Chcą dziś mi znowu coś powiedzieć. Więc idę na dół a potem z Lu, Cami, Naty i Fran idziemy na zakupy, bo dziś jest sobota. Pora zejść na dół.
-Hej. Co chcieliście mi powiedzieć?- zapytałam zmierzając ku kanapie na której siedziała para a maluch bawił się na podłodze.
-To jest tak- zaczął David- my wyjeżdżamy- kontynuował- i zabieramy ze sobą Vic'a.- dokończył.
-Na jak długo?- zapytałam zaciekawiona.
-Na rok.- odezwała się tym razem Maria.
-Jak to na rok? Mam wrócić na wieś? Zmieniać liceum? Zostawić przyjaciół? Nie wiedzieć malucha?- zadawałam mnóstwo pytań na raz. Miałam wymalowany smutek na twarzy.
-Musimy jechać do moich rodziców do Hiszpanii. Nie wracasz na wieś, nie zmieniasz szkoły. Będziemy cały czas przysyłać Ci zdjęcia Victora.- mówił mój szwagier.
-To gdzie będę mieszkała?
-Tutaj.
-Jak to?
-Uzgodniliśmy z rodzicami, że zostaniesz tutaj. Jesteś już prawie dorosła i możesz sama zamieszkać. Dom jest bezpieczny w twoich rękach i my to dobrze wiemy. O pieniądze i opłaty nie musisz się martwić. My za wszystko zapłacimy i co miesiąc będziemy przysyłać Ci fundusze na własne wydatki.-zakończyła monolog Maria.
-Kiedy wyjeżdżacie?
-Już dziś...
-Będę za wami bardzo tęsknić.
-My za tobą też. Chcielibyśmy Cię zabrać ale wiemy też, że ty nie chcesz.-mówił ze smutkiem w głosie David.
-David chyba trzeba się zbierać.
-Tak kochanie. Pożegnaj się z nim Violetto.
~3 godziny później~
Wyjechali. Byłam z dziewczynami na zakupach, które nie należą do najfajniejszysz. Lu cały czas była w innym świecie. Cami cały czas wisiała na telefonie. Ja byłam smutna, bo w końcu mam powód. Tylko Fran i Naty zachowywały się tak jak zwykle. Jeszcze León się w ogóle nie odzywał a do tego wygadałam się dziewczynom, że zakochałam się w nim...
~Następnego dnia~
Zostałam sama w takim dużym domu. Pora wstać, dziś szkoła. Idę sama, ponieważ umówiliśmy się dopiero na miejscu. Dom jest taki pusty. Wstałam, zrobiłam wszystkie poranne czynności, ubrałam się w czarne spodnie, luźną, białą koszule do tego sneakersy tego samego koloru. Zeszłam na dół i zjadłam jogurt na śniadanie, po czym wyszłam z domu. Po chwili znalazłam się pod szkołą. To co tam zobaczyłam połamało moje serce na tysiąc kawałeczków...
*~*~*~*~*~*
Dziękuje za. ponad 3000 wyświetleń. Przydały by się jeszcze komentarze. A co do rozdziału. Wiecie co zobaczyła Vilu?
2 komentarze=6 rozdział
Kasia Blanco :*
niedziela, 3 maja 2015
Jestem smutna...
Hej!
Dziękuje za ponad 3 tyś. wyświetleń.
Jednak nowych komentarzy brak.
I jest mi z tego powodu bardzo przykro.
Mam rozumieć, że to opowiadania wam się nie podoba i w konkursie nikt nie weźmie udziału?
Jest mi strasznie, strasznie przykro.
Jeśli nie zaczną pojawiać się komentarze po prostu zawieszę tego bloga, bo to nie ma najmniejszego sensu.
Ci którzy nie mają bloga nie zrozumieją ile taki jeden komentarz znaczy dla kogoś kto już od dłuższego czasu się tym zajmuje.
Jaka to jest motywacja do dalszego pisania.
Widzę, że ja nie mam jakichś wiernych czytelniczek czy coś w tym rodzaju...
Więc tak jak wspominałam: brak nowych komentarzy- blog zawieszony.
KASIA BLANCO
Subskrybuj:
Posty (Atom)