niedziela, 21 lutego 2016

Epilog

Dwa lata później
~Narrator~
Violetta po wyjściu ze szpitala razem z Leónem zajęła się małym Fabiankiem a już wkrótce na świat przyszła mała Lili. Rok po narodzinach dziewczynki León i Violetta wzięli ślub. A co do tego porwania. Porywaczami okazali się być Camila i jej nowy "chłopak "Thomas. Zamknęli ich w więzieniu na 25 lat za to porwanie i inne przestępstwa, których się dopuścili.
Teraz rodzina Verdas będą miała spokój. Tak więc teraz trzeba się pożegnać z Violettą i Leónem. To opowiadanie było dowodem na to, że prawdziwa miłości jednak istnieje i trzeba w nią wierzyć. Bo wiara jest najważniejsza.
%#%#%#%#%#%#%#%

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 29 "Idź pierwszy"

~Violetta~ 
Jadąc samochodem cały czas trzymałam się za brzuch a z oczu płynęły mi pojedyncze łzy. Nie chcę stracić tego dziecka. Po kilku minutach byliśmy już w szpitalu. León wysiadł pierwszy zabrał chłopca z fotelika a potem mi pomógł wysiąść z auta. Kiedy weszliśmy na korytarz danego miejsca mój chłopak krzyknął:
-Pomóżcie szybko! 
W mgnieniu oka znalazły się koło mnie pielęgniarki z wózkiem inwalidzkim. Kiedy wiozły mnie na salę cały czas się kuliłam. León szedł obok mnie ale chłopca przy nim nie było.
-León gdzie jest Fabian?-zapytałam przez łzy bólu. Domyśliłem się, że chodzi o malucha. 
-Zabrali go aby sprawdzić czy z nim wszystko w porządku. Nie martw się kochanie. Już wkrótce stąd wyjedziecie i zajmiemy się naszymi dziećmi.-powiedział to i dalej już nie mógł z nami iść. 
~León~ 
Tak strasznie się cieszę, że Violetta się odnalazła. Zadzwonię do naszych przyjaciół i rodziców aby się już nie martwili. Jak pomyślałem tak zrobiłem.
-Mamo?
-Synku gdzie Ty się podziewasz? Wiadomo coś o Violi? 
-Mamo spokojnie. Znalazłem Violettę. Jesteśmy w szpitalu. 
-Boże. Wszystko z nią w porządku? 
-Nic nie wiem. Przed chwilą ją zabrali, ale bardzo bym chciał żeby było wszystko dobrze z nią i naszymi dziećmi. 
-Dziećmi? 
-Przyjedźcie to wszystko wam wytłumaczę. Jesteśmy w szpitalu nie daleko głównego teatru. 
-Dobrze, wiem gdzie to jest. Zaraz będziemy. 
Rozłączyła się. Usiadłem na krzesełku za mną i po prostu przypatrywałem się płytkom ułożonym na podłodze. 
Boże błagam Cię. Niech będzie wszystko dobrze z dziećmi i Violettą. Wstałem z krzesełka i skierowałem się w stronę oddziału dla dzieci. Przechodząc korytarzem przez jedną z szyb ujrzałem leżącego w łóżeczku naszego chłopczyka. Stałem i wpatrywałem się w niego. 
-Przepraszam pana- podeszła do mnie jakaś pielęgniarka. 
-Tak?
-Przebadaliśmy go. Jest zdrowy jak ryba jak na miesięczne dziecko. Ubraliśmy i nakarmiliśmy go. Może Pan już zabrać synka.- posłała mi uśmiech. 
-Dziękuję bardzo.- wszedłem do sali po czym wziąłem delikatnie malca na ręce i wyszedłem kierując się spowrotem na korytarz przed salą w której leżała moja Viola. 
-Wiesz maluszku jestem twoim nowym tatą. Będziesz miał najlepszych rodziców na świecie.- mówiłem do niego a on mi się z uwagą przypatrywał. 
-Kocham cię, wiesz?- szepnąłem po czym pocałowałem go lekko w czoło. To co powiedziałem było prawdą. Trzymam go drugi raz w ramionach a czuję do niego to uczucie. Czuję, że właśnie w tej chwili od myślenia trzeba przyjść w działanie i stać się odpowiedzialny za swoją rodzinę. 
Nim się spostrzegłem byłem już pod salą Violetty. Byli już tam nasi bliscy. 
Wszyscy do nas podbiegli.
-Poznajcie naszego nowego członka rodziny.- odezwałem się. 
-Violetta urodziła?-zadała pytanie Angie
-Nie, ale to jest nasz synek.-spojrzałem na niego. Spał sobie smacznie wtulony we mnie.
-León może ja pojadę do domu po pieluszki, mleko i jakiś kocyk?-zapytała moja mama. 
-To dobry pomysł.-kiedy skończyłem z sali przed nami wyszedł lekarz. 
- Przepraszam, co z Violettą Castillo?-zadał pytanie tata Vilu. 
-Teraz już wszystko z nią dobrze. Udało się nam uratować dziecko, teraz tylko musi dużo odpoczywać ale myślę, że za jakieś dwa dni będzie mogła opuścić szpital i wrócić do domu. A teraz muszą państwo wybaczyć. 
-Dobrze dziękujemy za informację.
-Przepraszam jeszcze na chwilę ale czy można do niej wejść?-zapytałem gdy lekarz chciał już odejść. 
-Tak, proszę ale po kolei.- wypowiedział te słowa po czym odszedł. 
-León ty z małym idź pierwszy.-powiedziała Ludmila głaszcząc Fabiana po główce. Wszedłem do środka. Viola leżała w łóżku z białą pościelą. Z uśmiechem spojrzała na mnie. 
-Cześć kochanie. Jak się czujesz?-posłałem jej lekki uśmiech. 
-Całkiem dobrze. A jak nasz synek? 
-Z nim wszystko dobrze. Już dziś mogę go zabrać do domu. Lekarz mówił, że Ty wyjdziesz za jakieś dwa dni.- usiadłem na krańcu łóżka tuż obok mojej Violetty. 
-Dasz mi go?-zapytała po chwili. 
-Oczywiście.-podałem jej go delikatnie. 
-Kocham was moi mężczyźni.
-Uwierz, że my ciebie też.
*_*_*_*_*_*_*_*_*

wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 28 "Biegłam..."

~Violetta~
Boję się. Strasznie się boję. Chcę wrócić już do domu, do Leóna. A co jeśli on mnie nie szuka? Violetta spokojnie on na pewno Cię szuka. Mały chłopiec wciąż był przy mnie. Nie chcę by mi go zabrali. Pokochała go w tak krótkim czasie. Kiedy przytulałam go do swojego ciała do pomieszczenia wpadł jakiś mężczyzna jednak nie widziałam jego twarzy, bo był w kominiarce. Nie zauważył mnie. Przepychał się z innym mężczyzną. Powoli wstałam z maluchem i przy ścianie przesuwałam się do drzwi. Muszę skorzystać z okazji. Kiedy byłam już blisko drzwi rzuciłam się do ucieczki. Jednak nie dobiegłam daleko. W kolejnym pokoju ktoś był. 
-A ty dokąd kurwa?-wrzasnął facet. Nie odzywałam się. Wciąż tuliłam malca. Boję się. O malucha, o siebie i o dziecko które mam w sobie. 
-Odpowiedz kiedy do ciebie mówię!- znowu zaczął wrzeszczeć. Nie odezwałam się. Stałam ze spuszczoną głową. 
-O nie mała szmato. Tak nie będziemy się bawić.- podszedł do mnie i zaczął ciągnąć za włosy. Kopnął mnie w kolano przez co upadłam. Zaczął mnie kopać wszędzie gdzie się dało a ja próbowałam osłonić swoim ciałem chłopca którego trzymałam w ramionach i to jeszcze nienarodzone dziecko. Z każdym kopnięciem czułam jeszcze gorszy ból. Wymierzał kolejne ciosy w mój brzuch a ja czułam, że nie mogę nic zrobić. Boże proszę aby moje dziecko przeżyło. Błagam Cię... Po dłuższej chwili zorientowałam się, że ciosy ustały. Kiedy otworzyłam oczy byłam już w tamtym zimnym pomieszczeniu. Chłopiec całe szczęście był ze mną wciąż przyciśnięty do mojego ciała. Spróbowałam podnieść się do pozycji siedzącej. Bardzo bolała mnie dolna część brzucha. Z trudem usiadłam i oparłam się o ścianę. Byłam cała we krwi. Odsunęłam od siebie chłopca i starannie obejrzałam. Był cały i zdrowy. Przytulałam go do siebie po czym sama zamknęłam oczy. Muszę stąd uciec. Dla dziecka, dla siebie, dla Leóna.
~León~
Żadnego znaku, że moja Viola żyje. Nic. Policja nic nie robi aby ją odnaleźć. Mam dość bezczynnego siedzenia. Jeśli oni nie potrafią jej znaleźć to ja poruszę niebo i ziemię aby Violetta wróciła do domu. 
Wstałem z podłogi na której siedziałem i wyszedłem bez słowa z domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. W ciągu czterech godzin objechałem większość ulic Buenos Aires ale jeśli tu jej nie znajdę przeniosę się na obrzeża miasta. 
~Violetta~ 
Siedzę i patrze w sufit trzymając Fabiana, może to nie najlepszy pomysł ale właśnie tak postanowiłam dać mu na imię. Jest już bardzo głodny, chcę go stąd zabrać. Sama chcę się stąd wydostać w dodatku ból brzucha wciąż się nasila. Dopiero teraz po policzkach zaczęły mi ciec łzy kapiąc na brudny koc którym był przykryty niemowlak. Z sąsiedniego pomieszczenia usłyszałam donośny huk. Przestraszyłam się i spróbowałam wstać. Po kilku próbach to wciąż się nie udawało. Violetta pamiętaj, musisz być silna. Zacisnęłam zęby i podniosłam się. W tym samym czasie Fabian zaczął płakać. Przytuliłam go. 
-Obiecuję ci kochanie, że jak tylko stąd wyjdziemy zajmę się tobą jak prawdziwa matka.- pocałowałam go w główkę. Nagle drzwi się otworzyły i weszła ta sama kobieta co wcześniej. Rozmawiała przez telefon. Nie patrzyła na mnie. Wybiegłam. Drzwi wejściowe były otwarte. Biegłam przed siebie ile sił w nogach. Po chwili zorientowałam się, że jestem w lesie. Jednak nie przestawałam biec. Chcę znaleźć drogę. Jakiegoś człowieka... Biegłam. 
~León~ 
Objechałem już wszystkie dzielnice BA. Zamierzam teraz jeździć drogami za miastem i potem je okrążyć.
~30 minut później~
Kierowałem się do pobliskiego miasteczka. Kiedy z dala zauważyłem jakąś postać z jakimś zawiniątkiem na rękach. Podjechałem bliżej i dostrzegłem, że kobieta jest cała we krwi... i jest moja Violettą. Wysiadłem z auta i podbiegłem w jej stronę.
-Violu...-szepnąłem widząc w jakim jest stanie. 
-León...-płakała. Pomogłem jej dojść do samochodu i posadziłem jej w fotelu. 
-Kochanie to nasze dziecko?-zapytałem.
-Nie León. Proszę zabierz nas do szpitala.- mówiła patrząc na mnie przepełnionymi bólem oczami. Wziąłem od niej dziecko i posadziłem w foteliku na tylnim siedzeniu. Odkryłem mu twarz. Było prześliczne. Zapiołem mu delikatnie pasy i sam szybko wsiadłem za kierownicę. Ruszyłem z piskiem opon aby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
-Violu proszę wytłumacz mi skąd masz to dziecko.- zacząłem delikatnie.
-Kazali mi go tam pilnować. Nie chciałam go tam zostawić. On jest taki mały i bezbronny. Pokochałam go...-otarła łzę spływającą po policzku. 
-León proszę zajmijmy się nim. Obiecałam mu, że zrobię wszystko by móc się nim zająć.-patrzyła na mnie z nadzieją w oczach. 
-Dobrze Violu. Zajmiemy się naszymi dziećmi.-uśmiechnąłem się do niej delikatnie. 
§¥§¥§¥§§¥§¥§¥§¥§§€§¥§€§

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 27 "Chciałem zgłosić zaginięcie"

~León~
Kiedy wszedłem do kuchni po coś do picia zorientowałem się, że nie ma Violi. Myślałem, że jest właśnie tutaj.
-Kochanie!-zawołałem. Zero odzewu.
-Violuś!-powtórzyłem. Znowu nic. Wyszedłem z kuchni po czy skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Wyszedłem na zewnątrz aby sprawdzić czy może jest przy samochodzie. Ale tam również jej nie było. Przecież powiedziała by mi gdyby gdziekolwiek szła. Poza tym nikt nie wiedział, że to właśnie dziś się przeprowadzamy. Wyjąłęm telefon z kieszeni moich czarnych spodni oparłem się o auto i wybrałem numer Violetty.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Piąty. Właśnie w tej chwili zauważyłem, że telefon Violusi jest w środku samochodu. Otworzyłem drzwi i zabrałem go stamtąd. Wróciłem do domu. Boję się o nią i nasze maleństwo. Przecież gdyby gdzieś szła powiedziałaby mi. Może coś jej się stało? Nie León! Nie możesz tak myśleć. Zaczekam jakieś dwie godziny i jak do tej pory nie wróci to pojadę na policję. Ale nie, dwie godziny to za długo. Wybiegłem znowu na podjazd tym razem zamykając na klucz drzwi za sobą. Otworzyłem samochód i usiadłem na miejsce kierowcy. Ruszyłem z piskiem opon w stronę komisariatu. Coraz bardziej się boję. A jeśli coś jej się stało? Nie wybaczę sobie tego. Ona jest moim życiem...
*~*~*~*~*~*
-Chciałem zgłosić zaginięcie!-wpadłem na komisariat.
-Zapraszam do pokoju numer sześć.-Szybkim krokiem ruszyłem tam. Kiedy znalazłem się w wyznaczonym miejscu powtórzyłem:
-Chciałem zgłosić zaginięcie.
-Witam nazywam się Sergio Milanos. Proszę usiąść.-odezwał się wysoki mężczyzna. Przeszedłem na fotelu.
-Moja narzeczona wyszła z domu i potem już po prostu nie wróciła.- moje ciało przejął okropny ból jak tylko odpowiedziałem te słowa.
-Nie mówiła panu dokąd wychodzi?
-Nie. Jestem pewien, że powiedziałaby mi gdyby się gdzieś wybierała ale nie powiedziała ani słowa.
-Ile narzeczona ma lat?
-Osiemnaście kończy w tym miesiącu.-powiedziałem.
-Jest już prawie pełnoletnia. Poszukiwania możemy rozpocząć dopiero po 24 godzinach od zniknięcia.- Nie no zajebiście. Kurwa na wszystko mają czas.
-Ona jest kurwa w ciąży!-krzyknąłem wstając gwałtownie.
-Proszę trzymać nerwy na wodzy. Ciążą zmienia postać rzeczy. Poszukiwania zaczynamy właśnie w tej chwili.- oznajmił i kazał mi wyjść do poczekalni. Co za policjanci kurwa. Przez ten czas obdzwonię wszystkich naszych znajomych.
~Violetta~
Otworzyłam oczy i nic wciąż jak by były zamknięte. Nie chce krzyczeć nie mam na to siły.Jestem w ogromnym szoku. Nie jestem związana ani nic takiego. Jednak wolę się nie ruszać.
Usłyszałam płacz dziecka...Ono jest w tym samym pomieszczeniu. Dotykam ręką podłogę wokół mnie. Jedan nie znajduję zródła tego płaczu. Może to moja podświadomość płata mi figle. Po chwili słyszę brzdęk kluczy. Spoglądam w stronę drzwi które z otwierają się z trzaskiem. Wchodzi ktoś w kominiarkce.
-Zajmij się tym bachorem głupia suko!-krzyczy. Wiem, że to kobieta. Poznaję po głosie.
Zapala światło które razi mnie w oczy. Nie pomyliłam się. Jest kobietą. Rozglądam się po pokoju. I widzę bezbronnego maluszka leżącego na brudnym łóżku.
-Powiedziałam coś!-krzyczy po czym uderza mnie z całej siły w twarz. Czuje jak pieczę mnie policzek i wiem, że będzie siniak. Maluch nadal płacze. Podnoszę się powoli z podłogi i idę w stronę łóżka. Biorę dziecko do ręki i widzę, że musiało niedawno przyjść na świat. Jest takie słodkie. Tylko ktoś bez uczyć może mu zrobić krzywdę. Przytulam je do siebie i patrzę na kobietę.
-Masz go pilnować!-drze się na cały głos. Wręcz czuje strach tego dziecka.
-Dobrze.-odpowiadam szeptem.-Ono jest głodne.-kończę.
-Co mnie to interesuje. Daj mu coś.-mówi już ciszej.
-Potrzebuje mleka.-znowu mówię. Ona wychodzi i po chwili wraca z tacą z mlekiem i jakimiś butelkami. Wychodzi i znowu zamyka drzwi.
Podchodzę do tacy i wiedzę na niej jeszcze jakaś starą pieluszkę. Chociaż tyle dobrego, że w środku jest czysta. Zakładam ją chłopcu. I znowu zawijam w szmatę w którą był owinięty. Przytulam i podchodzę znowu do tacy. Biorę do ręki butelkę i sprawdzam czy jest chociaż trochę ciepłe. Jest letnie ale musi wystarczyć. Daje mu smoczek butelki do ust i karmię. Chłopiec był bardzo głodny. Ciekawe czy ma jakieś imię?
~León~
Od dwóch godzin nic. Żadnych informacji. Dosłownie nic. Zero. Siedzę w naszym domu z jej i moją rodziną oraz przyjaciółmi i czekam na jakaś informację ale nic. Już chyba każdy płacze. Dlaczego akurat Viola, mój skarb? Jeśli ten ktoś zrobi jej krzywdę drogi za to zapłaci. Siedzę na podłodze przy ścianie i patrzę nieobecnym wzrokiem w pustą przestrzeń a i tak widzę tylko i wyłącznie ją... #%#%#%#%#%#%#
Zostaw komentarz, proszę.

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 26 "Nasze"

Kolejny dzień
~Violetta~
Od rana siedzię w pokoju i pakuje wszystkie rzeczy. León już pojechał do domu aby spakować swoje rzeczy. Nasi rodzice już wiedzą i nie mają nic przeciwko. Wczoraj zaprosiłam rodziców mojego chłopaka na kolację. Z chęcią się zgodzili. Przy kolacji powiedzieliśmy co zamierzamy i wszyscy jednogłośnie powiedzieli, że się zgadzają co nas bardzo cieszy. Mama obiecała mi, że jak posprząta na dole i ogarnie moich braci to przyjdzie mi pomóc. Jednak z pokoju spakowałam już wszystko tylko jeszcze z łazienki. Wzięłam jeden duży karton i skierowałam się do łazienki. Otworzyłam jedną z szafek i zabierałam wszystkie balsamy, szampony, odżywki, żele pod prysznic po czym poukładałam w kartonie. Następnie wysunęłam  szufladę i wyjmowałam wszystkie kosmetyki do makijażu wrzucając je do pudła. 
-Violu, gdzie jesteś?-usłyszałam głos mamy dobiegający z korytarza. 
-W łazience!-odkrzyknęłam. Wbiegła do łazienki jak oparzona. 
-Myślałam, że coś ci jest.
-Nie. Wszystko w jak najlepszym pożądku. Przyszłam tylko po kosmetyki.
-Miałam Ci pomóc. Przepraszam. Musiałam iść posprzątać w pokojach chłopców. 
-Nic się nie stało, i tak już kończę.
-Ja zaniosę to pudło do twojego pokoju a ty idź coś zjeść. Jest godzina 12 a ty nawet śniadania nie jadłaś. Musisz dostarczyć sobie i fasolce energii. 
Posłuchałam jej i zeszłam po schodach do kuchni. Przygotowałam tam sobie kilka kanapek i jabłkowo-miętową herbatę. Po zjedzeniu posiłku talerz włożyłam do zmywarki a herbatę zabrałam do pokoju. Zastałam tam Angie która otwierała jakiś ogromny karton. 
-Co to jest?- zadałam pytanie siadając obok niej na łóżku. 
-Ubranka po tobie i po chłopcach.-mówiąc  uśmiechała się-Trzymałam je tyle lat i teraz tobie się przydadzą.
-Dziękuje mamo. Mogły by na razie zostać tutaj?
-Tak, nie ma sprawy.
Usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Odwróciłam głowę w stronę drzwi zza których wyłonił się León.            
-Dzień dobry.-przywitał się po czym podszedł do mnie i pocałował w policzek.-Spakowana?-zadał pytanie siadając obok mnie.
-Tak. Te kartony już można pakować do auta.-wskazałam ręką na kilka pudeł stojących w kącie pokoju. León wstał i poszedł ku nim. Podniósł trzy po czym wyszedł z pokoju. Mama wzięła jeszcze dwa z czego został już tylko jeden karton i zrobiła to samo co León. Zostałam sama w pokoju. Podeszłam do okna i spojrzałam na moich braci bawiących się w ogrodzie. Chciałabym mieć jeszcze raz te pięć lat i bawić się nie przejmując się problemami całego świata. No ale cóż nie cofniemy czasu. Trzeba iść na przód i dorosnąć w końcu już za kilka miesięcy sama zostanę matką.
-Kochanie musimy już jechać, robi się późno.-mój chłopak objął mnie od tyłu.
-Dobrze.-puścił mnie po czym oboje wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy na dół gdzie czekali na nas moi rodzice wraz z rodzeństwem. Przytuliłam wszystkich po kolei.
-Do zobaczenia.-powiedziałam uśmiechając się. León złapał mnie za rękę i po ciągnął w stronę drzwi wyjściowych. Otworzył mi drzwi do samochodu... ale zaraz on miał Audi a to jest Kia.
-Czyje to auto?-zadałam pytanie, kiedy usiadł na miejsce kierowcy.
-Nasze.-odpowiedział patrząc na mnie z uśmiechem.
-Jak to?
-Po prostu moi rodzice nam sprezentowali. Przecież nie mogę wozić naszego aniołka w sportowym samochodzie.
-Kocham cię.-powiedziałam po czym cmoknęłam go w policzek. Kiedy zapięliśmy pasy mój chłopak ruszył i wjechał na główną drogę prowadzącą do Buenos Aires.
-Bardzo się cieszę, że będę Cię miał przy sobie i, że wreszcie będziemy razem mieszkać.-wyznał patrząc na drogę. 
-Ja też.-opowiedziałam krótko patrząc w widoki za oknem. Na miejsce dojechaliśmy po jakichś 30 minutach. León od razu zabrał się za zanoszenie pudeł do domu. Otworzyłam mu drzwi, po czym poszłam do kuchni a mój chłopak na górę. Chcąc dać znać mamie, że bezpiecznie dojechaliśmy zorientowałam się, że mój telefon został w aucie. Wyszłam z domu a zaraz potem z podwórka. Otworzyłam drzwi od samochodu i przychyliłam się aby poszukać komórki. Jednak jej nie znalazłam. W pewnym momencie poczułam mocna szarpnięcie i dalej nic. Ciemność.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Komy komy komy!!!

Rozdział 25 "W moim domu"

~Violetta~
Staram się oswoić z myślą, że będę matką. Jest ciężko, ale gdy sobie myślę, że pod sercem noszę taką istotkę. Owoc miłości mojej i Leóna. Robi mi się ciepło na sercu i automatycznie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Z jednej strony cieszę się, że będę matką ale z drugiej niezbyt, ponieważ nie planowałam w wieku siedemnastu lat. Stało się i już się nieodstanie. Zostaje się tylko cieszyć. Tak jak León. On chciał by, żebym się z łóżka nie ruszała a ja nie chce, bo ciąża to nie choroba a poza tym to dopiero początek. Nawet po mnie nie widać. O dziecku wiedzą tylko moi rodzice i przyjaciele. Na razie jest dobrze. Zamierzam wrócić do domu w Buenos Aires i zamieszkać tam razem z Leónem. Za niedługo kończę osiemnaście lat i będę mogła sama zadecydować. Justin niestety pojechał do domu, ponieważ jego mama jest w ósmym miesiącu ciąży a J. chciał zobaczyć siostrzyczkę. Powiedział, że sam nie wie czy jeszcze przyjedzie do B.A. ale na pewno będzie nas odwiedzał. Z moich głębokich przemyśleń wyrwał mnie głos Jacoba. 
-Violu. León czeka na ciebie na dole. 
-Mógłbyś powiedzieć mu aby przyszedł do mojego pokoju? 
-Już biegnę!- usłyszałam za nim zniknął za drzwiami. Leżę w pokoju i odpoczywam. Dziś nie mam ochoty na nic. Chce mi się tylko spać. Po chwili drzwi do pokoju się uchyliły a w nich pojawił się mój chłopak. 
-Cześć kochanie.- powiedział i podszedł do łóżka na którym leżałam aby się przywitać buziakiem w policzek. 
-Hej. Położysz się ze mną? 
-Jasne.-przesunęłam się aby zrobić mu miejsce. Kiedy już leżał wtuliłam się w jego umięśniony tors. 
-León...-zaczęłam
-Tak Violu?
-Zamieszkajmy razem w Buenos Aires. W moim domu. 
-Bardzo bym chciał, ale nie jesteś jeszcze pełnoletnia. 
-Ale to przecież już niedługo. Rodzice mi pozwolą. Sami ostatnio mi to proponowali. 
-Ja się zgadzam. 
-Kiedy się tam przeniesiemy?-zadałam pytanie. 
-Jak dla mnie możemy nawet dziś. 
-Może nie tak od razu. Jutro na przykład. Dziś przy kolacji oznajmimy to moim rodzicom. Zostaniesz na noc? 
-Jeśli chcesz. 
XXXXXXXXXXXXX 
Dziś tak krótko. To takie powitanie i wyjaśnienie. Obiecałam że najpóźniej we wtorek i jest. Krótko ale jest. W następnym rozdziela przeprowadzka...
Mogę zdradzić, że będzie się dużo działo. Wszyscy, którzy to czytają niech pod tym rozdziałem zostawią komentarz. Chcę zobaczyć ile was jest. 
Do następnego. 
Kasia Bieber :*
P.S. Za wszystkie błędy przepraszam.

czwartek, 3 września 2015

Nowy blog!

Hej!
Jak zauważyliście tutaj pojawił się prolog (tak, już dawno, wiem). Założyłam drugiego bloga o Martinie Stoessel i Justinie Bieberze. Fanów zapraszam: Chłopak z internetu.
Zainteresowanych zapraszam do komentowania.
Kasia Bieber